Drużyna

Kwadrans przed meczem ŁKS – Gryf

09.03.2018

09.03.2018

Kwadrans przed meczem ŁKS – Gryf

– Wiosną, to się szanownego Pana, oddycha na naszym ŁKS-ie. Nic tylko grać. Nic tylko kibicować – powiedział pewien jegomość w kapeluszu, który dawno wyszedł już z mody. Następnie wypuścił w powietrze ciemno-bladą chmurę dymu i z ckliwym uśmieszkiem objął wzrokiem trybuny stadionu.

A na tych trybunach, gdzie okiem nie rzucić i jak nie sięgnąć pamięcią zawsze było gwarno, wesoło, chwacko. Ponoć w futbolu doświadczanie samego widowiska niekiedy waży tyle samo, ile trwający przed pierwszym meczem wiele godzin, a niekiedy i dni ceremoniał. Był ponoć pewien kibic z Polesia lub Śródmieścia, który po ostatnim jesiennym spotkaniu odznaczał w kalendarzu, dzień po dniu, kolejne daty w oczekiwaniu na inaugurację wiosny.

Zimą nie jest łatwo, zimą trzeba zajmować myśli banałami. Ot, dla jednych to literatura, dla innych polityka, a innym jeszcze pasuje chmurno-dumne gwarzenie przy złocistym trunku. A wiosną wraca życie, ba, na samą myśl o tym, że piłkarze z przeplatanką na piersi wyjdą na murawę i rozpocznie się wielka gra, robi się cieplej na sercu. – „Ja wiem, że to dziwaczne porównanie, ale zapach palonego tytoniu na pierwszym meczu w nowym roku zawsze kojarzy mi się tak ciepło, jak dajmy na to smak zupy, którą mama serwowała w naszych ciężkich latach. I zawsze czułem się dziwnie szczęśliwy wracając na al. Unii 2 po wielu tygodniach zimy. Wreszcie w domu – przechodziło mi wtedy przez myśl” – wspominał inny sympatyk ŁKS-u z Górnej.

Tych wiosen było już kilkaset i każda inna. Piał z zachwytu redaktor Zmarzlik w latach 50. po narodzinach „Rycerzy Wiosny”, albo i cierpła skóra na łódzkich kibicach jak chociażby na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Jak bardzo by to banalnie nie zabrzmiało – wiosna na al. Unii 2 to przecież zawsze nadzieja. Zaklęta w czasie drużyna Barana, Jezierskiego i Soporka, która w Zabrzu tamtego kwietniowego dnia zaczarowała całą Polskę nadała tej wiośnie głębszy sens.

Ale nie chodzi wyłącznie o historię. Chodzi zawsze o radość, przede wszystkim z doświadczania tego co dobrze znane, a jednak za każdym razem nieco inne. Warto się tym dzielić z tymi, którym z różnych względów w ostatnich latach nie było po drodze z drużyną ŁKS-u (choć zdeklarowani ełkaesiacy), lub którzy dotychczas nie mieli okazji skosztować futbolowej uczty na żywo.

Wiosna ma różne twarze. – I tego dżentelmena, który zasiada zawsze trzy rzędy niżej i przy każdym rzucie rożnych dla rywala mimowolnie ukradkiem spuszcza wzrok, byle nie patrzeć. I tego pana kilka krzesełek w prawo, który nigdy w dniu meczu się nie goli, a na mecz od lat przychodzi w tej samej koszulce mistrzowskiej drużyny z 1998 roku. I tej – dziś kobiety, a jeszcze niedawno dziewczyny – która nerwowo przygryza wargę, kiedy w 80. minucie na tablicy wyników wciąż widnieje bezbramkowy remis.

Jest ich zresztą znacznie więcej i każde z nich tworzy to trwające już prawie 110 lat niezwykłe misterium pełne niepodrabialnych, po prostu na wskroś uczciwych emocji, bez względu, czy to ekstraklasa czy trzecia liga. Jeśli się dobrze rozejrzycie, spotkacie ich w sobotę, bo tego że będą oni i że będziecie Wy jestem bardziej niż pewny.

„Rycerze Wiosny” znów grają przy al. Unii 2. Któż mógłby to przegapić?


Autor: Remek Piotrowski