Klub

Krzysztof Jarzębski zadziwia świat. Teraz będzie to robić pod szyldem ŁKS-u!

25.01.2018

25.01.2018

Krzysztof Jarzębski zadziwia świat. Teraz będzie to robić pod szyldem ŁKS-u!

[galeria id=”6940″]

Człowiek, który został właśnie sportowcem Łódzkiego Klubu Sportowego udowadnia, że dla człowieka zdeterminowanego nie ma granic. Mamy zaszczyt ogłosić, że Krzysztof Jarzębski został sportowcem naszego klubu.

Związek Jarzębskiego z Łódzkim Klubem Sportowym nie jest tanim chwytem marketingowym, ani dziełem przypadku. Przed laty sportowiec trenował w ŁKS-ie dziesięciobój, jego decyzja o tym aby reprezentować nasz klub była więc naturalnym wyborem. Droga, którą pokonał w ciągu ostatnich 27 lat robi piorunujące wrażenie.

W 1990 roku sportowiec ŁKS-u zaczął odczuwać duszności połączone z mdłościami. Wkrótce lekarzom udało się postawić diagnozę, która wtedy brzmiała jak wyrok – nowotwór złośliwy kończyn dolnych pustoszył organizm ełkaesiaka, aby więc ratować życie, dziesięcioboista zdecydował się na amputację nóg. Potem u Jarzębskiego wykryto raka kręgosłupa. Chemioterapia. Radioterapia…

Jak wspominał w wywiadzie dla sport.pl najbardziej nie mógł się pogodzić z tym, że wszystko to oznacza dla niego koniec kariery sportowej. – „Świat się dla mnie zawalił” – stwierdził.

Zaraz jednak rozpoczął najtrudniejszą walkę w swoim życiu i jak każdy prawdziwy sportowiec – nie zamierzał się poddawać. Wygrał, pokonał chorobę, a potem rozpoczął drugie sportowe życie. Na wózku inwalidzkim, na handbike’u, na kajaku, na rękach.

W kwietniu 2007 roku przejechał z Warszawy do Łodzi w ciągu czternastu godzin. Pędził ile sił w rękach, na których zresztą pojawiły się pęcherze, a z dłoni na asfalt sączyła się krew. Ale nawet jeśli przeszła mu wtedy przez głowę myśl, aby zrezygnować, górę wzięła dusza sportowca. Dopiął swego, w nagrodę od sponsorów otrzymał wymarzony handbike i był to dopiero początek jego długiej drogi.

Oczywiście, jak zwykle to bywa w przypadku kariery sportowca, także i ta w jego wykonaniu nie była wyłącznie pasmem sukcesów, choć nieudaną próbę pobicia rekordu świata na wózku inwalidzkim na dystansie 100 kilometrów (zabrakło kilku sekund!) czy skradzenie mu w 2012 roku w USA cennego roweru, trudno rzecz jasna rozpatrywać w kategoriach porażki.

Najważniejsze, że nigdy się nie poddawał cały czas przesuwając granice własnych możliwości, inspirując i przede wszystkim dając radość bardzo wielu ludziom. A przecież o to właśnie zawsze chodzi w sportowej rywalizacji. Tej na boisku, tej na bieżni, tej podczas nieprawdopodobnego maratonu, w trakcie którego niepełnosprawny sportowiec z Łodzi pokonuje drogę z San Francisco do Nowego Jorku. Do tego doszło wiele innych nieprawdopodobnych wyczynów i grad medali podczas kolejnych edycji Mistrzostw Polski Osób Niepełnosprawnych.

A wyliczać jego osiągnięcia można niemal bez końca. W kwietniu 2015 roku pokonał w siedemnaście dni trasę Łódź – Stambuł – Łódź. W podobny sposób w kolejnych latach odwiedzi Barcelonę i Rygę. We wrześniu tamtego roku w ciągu doby pokonał trasę: 70 km handbikem, 40 km kajakiem, 40 km zwykłym wózkiem inwalidzkim, a ostatnie 200 km ponownie handbikem.

Tylko w zeszłym roku jako jedyny niepełnosprawny sportowiec pokonał słynną „Dolinę śmierci” w USA, a w ciągu czterech godzin – dwa pełne maratony biegnące ulicami Paryża. Ustanowił też rekord świata (w ciągu 30 godzin przebył bez odpoczynku trasę liczącą 630 km!) i wreszcie obciążony kamizelką pokonał na rękach w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 1700 schodów, co równa się dwukrotnemu wejściu na górę znanego budynku.

Kilka lat temu odbyła się premiera filmu „Maratończyk” w reżyserii Zbigniewa Gajzlera, poświęconego Krzysztofowi Jarzębskiemu.

A on nadal nie powiedział ostatniego słowa, zaś od teraz zadziwiać świat, a przede wszystkim dawać innym radość, będzie pod szyldem Łódzkiego Klubu Sportowego.

fot. Krzysztof Jarzębski – kolarz (Facebook)