Sobotni mecz z Gryfem Wejherowo był szczególny dla Krystiana Pieczary. Sprowadzony w przerwie letniej zawodnik zaliczył pierwszy oficjalny występ w koszulce z przeplatanką na piersi. Po meczu z zespołem znad morza porozmawialiśmy z zawodnikiem ŁKS-u na temat przebiegu wyjazdowego pojedynku oraz rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie zespołu z al. Unii 2.
W meczu z Gryfem w końcu udało Ci się zadebiutować w ŁKS-ie, ale sądząc po wyniku, nie możesz być chyba w pełni zadowolony z tego premierowego występu.
Na pewno jechaliśmy do Wejherowa, żeby to spotkanie wygrać, natomiast jest to specyficzny teren i jestem przekonany o tym, że wiele zespołów straci tu jeszcze punkty. Nam udało się wywieźć stąd „oczko” i w ostatecznym rozrachunku musimy się z tego cieszyć, bo to był na pewno trudny pojedynek. Jedyna rzecz, która nas martwi, to fakt, że trochę dostosowaliśmy się do stylu gry drużyny z Wejherowa, a to nie do końca jest futbol, który charakteryzuje zespół z Łodzi. Z drugiej strony wydaje mi się, że za parę kolejek, kiedy zespoły z czołówki potracą tutaj punkty, ten remis będzie inaczej postrzegany.
W sobotę trochę sprzyjało Wam szczęście, Gryf miał w końcówce kilka groźnych sytuacji i to spotkanie mogło się skończyć Waszą porażką.
Zaczęliśmy tak ten sezon, że wszyscy obserwatorzy stawiają nas w roli faworyta i chcieliby, żebyśmy każdy mecz wygrywali i to najlepiej w cuglach, różnicą paru bramek, natomiast trzeba pokornie podchodzić do każdego ze spotkań, tym bardziej na takim terenie jak w Wejherowie, bo jak wspomniałem wcześniej, jestem przekonany, że wiele zespołów potraci tam punkty i wyjadą stamtąd z zerową zdobyczą. Przed nami kolejny mecz u siebie i będziemy chcieli w nim pokazać to, z czego daliśmy się poznać na początku rundy.
Przed spotkaniem z Gryfem wiele osób zastanawiało się, kto wyjdzie w podstawowym składzie: Burkhardt czy Gamrot, tymczasem zamiast nich w wyjściowej jedenastce pojawił się Krystian Pieczara. Czy ta pozycja, na której zagrałeś, to twoja optymalna, czy może wolałbyś występować jako ten najbardziej wysunięty napastnik?
Na „dziewiątce” bardzo dobrze radzi sobie Żenia. Myślę, że trener ma duże pole manewru, jeśli chodzi o graczy ofensywnych w naszej drużynie. Wydaje mi się, że w trakcie sobotniego spotkania były momenty, kiedy moja współpraca z Żenią i reszta zespołu wyglądała przyzwoicie, natomiast początek meczu na pewno był dosyć nerwowy. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że zagram tam, gdzie wystawi mnie trener i ta pozycja, na której występowałem w Wejherowie, bardzo mi odpowiada, tym bardziej, że dostałem duży kredyt zaufania od szkoleniowca, bo musimy pamiętać, że było to dla mnie pierwsze 60 minut w ŁKS-ie, wcześniej tylko i wyłącznie trenowałem z chłopakami i ze względów zdrowotnych nie byłem w stanie zagrać w żadnym ze sparingów. To był mój absolutny debiut w łódzkim klubie i od razu udało mi się wywalczyć rzut karny. Myślę, że w tym momencie najwięcej dam zespołowi właśnie występując na tej pozycji, chociaż oczywiście zagram wszędzie tam, gdzie wystawi mnie trener. To on przecież finalnie odpowiada za taktykę i wyniki, a my jako zawodnicy musimy się dostosować do tego, czego oczekuje od nas szkoleniowiec.
Twój sobotni występ to dowód na to, że kłopoty zdrowotne masz już za sobą czy też jeszcze odczuwasz jakieś lekkie dolegliwości?
Nie, jeśli chodzi o ten uraz, który dokuczał mi przez dłuższy okres, to wszystko jest już jak najbardziej w porządku. Cieszę się, że mogłem wystąpić w Wejherowie. Udało mi się w jakiś sposób zapisać w statystykach, wykonaliśmy fajnie stały fragment gry, zostałem sfaulowany, a Żenia pewnie wykorzystał jedenastkę. Jestem przekonany, że z Błękitnymi zagramy z inną kulturą, a mecz będzie bardziej piłkarski, bo nie oszukujmy się, że spotkanie z Gryfem dla kogoś, kto spojrzałby na to z boku, przypominało mecz w rugby, ale taka jest specyfika tego terenu, czasem te starcia tak się układają. Z drugiej strony, odnosząc to już do drugoligowych realiów, wydaje mi się, że nigdy nie jest tak, że najwięcej punktów mają te zespoły, które grają najładniej dla oka. Wręcz przeciwnie, trzeba być wyrachowanym do końca i taki wynik jak ten z sobotniego spotkania, musimy szanować. Grałem w Wejherowie już kilka razy i powtórzę, że jestem przekonany, iż inne zespoły będą tu tracić punkty, bo to jest swego rodzaju twierdza.
Na koniec jeszcze pytanie o sytuację z ostatniego pojedynku w Łodzi z MKS-em Kluczbork. Widzieliśmy, że byłeś przygotowany do wejścia na murawę za Iewhena Radionova, ale padła bramka i zmiana została wycofana. Był jakiś mały niedosyt po tym zdarzeniu, że nie udało się zadebiutować przed własną publicznością czy przeszedłeś nad tym do porządku dziennego, a 60-minutowy występ w Wejherowie pozwolił odżałować tę całą sytuację?
Bardzo spokojnie podchodzę do tego wszystkiego, co się dzieje dookoła klubu i mojej osoby. Z Kluczborkiem stałem już przy linii bocznej i byłem gotowy, by pojawić się na boisku, a w zasadzie znajdowałem się już tam jedną nogą, bo miałem wchodzić na plac przy najbliższej przerwie w grze. Ale strzeliliśmy bramkę i sam stojąc przy linii bocznej, powiedziałem do kierownika, że chyba w tej sytuacji potrzebna jest inna zmiana. Mam 28 lat, grałem w paru klubach i doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że piłka nożna to nie jest sport indywidualny jak choćby tenis stołowy i na pierwszym miejscu znajduje się dobro drużyny. Miałem wejść i pomóc Żeni w działaniach ofensywnych, ale wyszło inaczej i naprawdę ucieszyłem się, że strzeliliśmy wtedy bramkę. Oczywiście, cała sytuacja wydawała się lekko śmieszna, bo jeszcze nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło, ale koniec końców wygraliśmy ten mecz i to się liczy. W pierwszym składzie pojawiłem się za to w Wejherowie. Mam nadzieję, że zdrowiem będzie już teraz wszystko w porządku. Jestem do dyspozycji trenera i liczę, że w najbliższym spotkaniu znowu dostanę szansę od szkoleniowca, tym razem przed własną publicznością.
Rozmawiał: BB