W 25. kolejce Fortuna 1 Ligi piłkarze ŁKS-u przegrali z Arką Gdynia 1:2. Ełkaesiacy objęli prowadzenie tuż przed przerwą, ale w drugiej połowie dwa poważne błędy kosztowały ich stratę wszystkich punktów.
Trener Ireneusz Mamrot przyzwyczaił nas do częstych (nierzadko wymuszonych kontuzjami i kartkami) rotacji w wyjściowym składzie. Nie inaczej było w piątek, dość powiedzieć że w porównaniu z meczem w Rzeszowie doszło do trzech zmian w obronie, miejsce na lewym skrzydle zajął Piotr Janczukowicz, a w ataku od pierwszej minuty zagrał Ricardinho, który dotąd jeśli już pojawiał się na boisku, to dopiero po przerwie.
Już kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku łodzianie mogli objąć prowadzenie. Piotr Janczukowicz znalazł pozostawionego bez opieki na dziesiątym metrze Pirulo, Hiszpan huknął z pierwszej piłki i gdyby nie przytomna interwencja Daniela Kajzera, mielibyśmy wiele powodów do radości.
Pierwszy kwadrans upłynął pod dyktando gospodarzy. Ełkaesiacy grali szybciej, a i chyba płynniej niż w ostatnich meczach i w 19. minucie bramkarz Arki ponownie znalazł się w tarapatach. Skończyło się na strachu przyjezdnych, bo i tym razem składną akcję łodzian zwieńczył niecelny strzał Pirulo. Goście przed przerwą skupili się przede wszystkim na wybijaniu łodzian z uderzenia, ale od czasu do czasu i oni zapędzali się w okolice „świątyni” Arkadiusza Malarza.
Bramki przed przerwą nie zdobyli, bo Adam Deja nie trafił w światło bramki (uderzył z rzutu wolnego z odległości ok. dwudziestu metrów), z kolei z kąśliwym uderzeniem z dystansu Adama Dancha poradził sobie bramkarz ŁKS-u. Więcej szczęścia mieli miejscowi, a temu szczęściu najbardziej pomogli w 42. minucie Mikkel Rygaard i Ricardinho – Duńczyk dośrodkował piłkę na pole karne z rzutu wolnego, z kolei Brazylijczyk co prawda na raty (bo po pierwszym dotknięciu futbolówki ta uderzyła w słupek) zdołał wpakować piłkę do siatki.
Zanim sędzia zaprosił piłkarzy na piętnastominutową pauzę, o szybsze bicie serca przyprawił nas jeszcze rzut wolny w wykonaniu arkowców, po którym Haris Memić trącił piłkę głową i gdyby Łukasz Wolsztyński (zmienił jeszcze w pierwszej połowie kontuzjowanego Christiana Alemana) zdołał ją sięgnąć, do szatni nasi piłkarze nie schodziliby w tak dobrych humorach.
Po zmianie stron rolę się odwróciły. Inicjatywę przejęła Arka, a ełkaesiacy liczyli na kontrataki. W 55 minucie gościom do szczęścia zabrakło kilkunastu centymetrów, bo po strzale Łukasza Wolsztyńskiego z kilkunastu metrów futbolówka trafiła w słupek, a chwilę po tym i kolejnym strzale z rzutu wolnego interweniował Arkadiusz Malarz. W 64. minucie szczęścia próbował Mateusz Żebrowski i też zabrakło mu niewiele.
ŁKS odgryzł się chwilę po tym, gdy zgrabnie założony pressing pozwolił Mikkelowi Rygaardowi i Pirulo zainicjować kontratak, po którym sprytnego zagrania Adriana Klimczaka wzdłuż linii końcowej o mały włos nie wykorzystał Piotr Janczukowicz. Niestety, chwilę po tym goście cieszyli się nie tylko z bramki wyrównującej, ale i prowadzenia. Arka zdobyła dwa bliźniaczo podobne do siebie gole – najpierw przy wyprowadzaniu piłki fatalnie pomylił się Mikkel Rygaard, a chwilę po nim Arkadiusz Malarz, co z zimną krwią wykorzystali Maciej Rosołek i Marcus Vinícius.
– Plan był taki, żeby wysoko odbierać piłkę. I to się udało. ŁKS popełnił błąd przy wyprowadzeniu, a my to wykorzystaliśmy – podsumował piątkowe zawody trener Arki, Dariusz Marzec. – Paradoks sytuacji polega na tym, że straciliśmy te gole już po tym okresie, gdy na początku drugiej połowy cofnęliśmy się za nisko. Kiedy wydawało się, że zaczęliśmy lepiej funkcjonować, straciliśmy dwa gole – stwierdził z kolei trener Ireneusz Mamrot.
„Rycerze Wiosny” po tych dwóch ciosach nie zdołali już odpowiedzieć (w końcówce niecelnie na bramkę Daniela Kazjera uderzali jeszcze Łukasz Sekulski i Adrian Klimczak), więc z trzech punktów cieszyli się goście. W następnej kolejce piłkarze ŁKS-u zmierzą się na wyjeździe z Koroną Kielce.
25. kolejka Fortuna 1 Ligi / ŁKS Łódź – Arka Gdynia 1:2 (1:0)
Składy: