Po środowym remisie przy Bukowej ŁKS jest niepokonany już od dwunastu ligowych spotkań, ale mimo to ełkaesiacy opuszczali stolicę województwa śląskiego z uczuciem wyraźnego niedosytu. – Z przebiegu całego spotkania jest to punkt zdobyty, a z ilości dobrych sytuacji: dwa stracone – nie kryje Kamil Rozmus, obrońca Łódzkiego Klubu Sportowego.
Mecz w Katowicach miał w sobie coś z jazdy kolejką górską…
No dokładnie. Szkoda tej straconej bramki na 0:1, później goniliśmy wynik, udało się wyrównać, a w samej końcówce mieliśmy jeszcze kilka naprawdę dogodnych okazji do tego, aby odnieść tutaj zwycięstwo. Zabrakło nam niewiele do zdobycia trzech punktów.
Znowu w spotkaniu z GKS-em Katowice zrobiliście bohaterem meczu bramkarza rywali…
Nie da się ukryć. Bardzo blisko szczęścia byli w ostatnich minutach Wojtek Łuczak, Rafał Kujawa czy też Żenia Radionow. Nie wiem, z czego to wynika, ale rzeczywiście w tym sezonie bramkarze GKS-u rozgrywali przeciwko nam świetne zawody. No cóż, wywozimy z Katowic punkt, choć po ilości sytuacji dla nas myślę, że mogliśmy i powinniśmy ten mecz wygrać.
No właśnie – czy ten remis to bardziej jeden punkt zdobyty, czy też jednak dwa stracone?
Odpowiem tak: z przebiegu całego spotkania jest to punkt zdobyty, a z ilości dobrych sytuacji – dwa stracone.
A z czego wynikał ten bardzo niemrawy w Waszym wykonaniu początek spotkania? Czy była to kwestia warunków atmosferycznych, przygotowania murawy, a może jeszcze coś innego?
Murawa była bardzo dobrze przygotowana, więc nią nie możemy się tłumaczyć. Z czego zatem wynikała ta nasza ospałość? Sądzę, że przede wszystkim ze stylu gry, który przyjęli rywale. GKS cofnął się i trudno było nam się przebić przez te ich zasieki w obronie. Potem padła bramka dla gospodarzy i dopiero, gdy na boisku zrobiło się więcej miejsca po czerwonej kartce dla jednego z zawodników GKS-u, skutecznie skarciliśmy gospodarzy. Jak już mówiłem, poza dobrze wykonanym przez Żenię rzutem karnym, mieliśmy też kilka innych okazji, po których nasi kibice łapali się pewnie za głowę. Szkoda, bo w końcówce fajnie nam się ta gra zaczęła układać i jestem przekonany, że gdyby mecz trwał jeszcze ze trzy minuty dłużej, to w końcu bramkarz GKS-u musiałby kapitulować po raz drugi.
Po odrobieniu ligowych zaległości Sandecja wyprzedziła dzisiaj ŁKS w tabeli. Czy spadek na trzecie miejsce w jakikolwiek sposób wpłynie na nastroje w szatni?
Nie, a dlaczego miałby wpłynąć? Nasza sytuacja w tabeli wciąż przecież wygląda całkiem nieźle, a przed nami jeszcze jedna okazja w tym roku, aby wzbogacić dorobek o trzy punkty. W sobotę czeka nas mecz w Olsztynie i zagramy tam o zwycięstwo. A czy skończymy ten rok na drugim czy na trzecim miejscu w tabeli, nie będzie to miało i tak większego znaczenia. Liczy się przecież tabela na koniec sezonu, a nie na koniec roku.
Mecz w Katowicach rozgrywany był w kilkustopniowym mrozie. Czy przy obecnych warunkach atmosferach nie wolelibyście, aby ostatnia seria gier została już przełożona na wiosnę przyszłego roku?
Nie, jeśli w Olsztynie byłyby warunki podobne do tych z Katowic, to jak najbardziej możemy grać. Oczywiście pod warunkiem, że murawa będzie tak samo dobrze przygotowana. Nikt z nas zimy się nie boi. A końcówka dzisiejszego meczu – nawet biorąc poprawkę na to, że graliśmy w przewadze jednego zawodnika – udowodniła, że fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani do rundy. Wiedzieliśmy, że tej jesieni czeka nas trochę więcej grania niż zwykle i od samego początku trenerzy brali to pod uwagę planując nasze treningi.
Twoja obecność w wyjściowej jedenastce ŁKS-u była chyba największym zaskoczeniem w składzie „Rycerzy Wiosny”, bo mecz z GKS-em był dla Ciebie dopiero trzecim oficjalnym meczem w tej rundzie. Jesteś zadowolony ze swojego powrotu do ligowych zmagań?
O tym, że zagram dowiedziałem się dopiero na odprawie, bo trener jak zwykle nie uprzedzał nas o swoich pomysłach personalnych. Bardzo cieszę się, że znowu mogłem pokazać się kibicom i mam nadzieję, że nie będą pamiętali mojego występu tylko z powodu tego nieszczęsnego samobója w drugiej połowie.
Czasu na rozpamiętywanie czegokolwiek nie ma zbyt dużo, bo już w piątek wyjeżdżacie na sobotni mecz ze Stomilem. Co tak na gorąco możesz powiedzieć o zbliżającym się spotkaniu w Olsztynie?
Jesteśmy pewni, że rywale będą chcieli nam się zrewanżować za porażkę w Łodzi, gdzie przegrali 0:1. Wiemy, że Stomil ma swoje problemy, ale to nie może uśpić naszej czujności. Zwłaszcza że zwykle kłopoty w klubie jeszcze bardziej konsolidują zawodników i motywują do jeszcze lepszej gry, aby łatwiej móc sobie później znaleźć ewentualnie nowego pracodawcę. Wychodząc na murawę, będziemy pamiętać, że na tablicy jest 0:0, a taki wynik nas przecież nie zadowala. Dlatego od pierwszej minuty będziemy walczyć, aby jak najszybciej objąć prowadzenie. Mówiąc inaczej, jak zawsze wyjdziemy maksymalnie skoncentrowani i z myślą o zwycięstwie.