Piłkarze ŁKS-u dokonali tego, co nie udało się ich wielu poprzednikom. Łodzianie pokonali pierwszy raz Arkę w Gdyni 1:0 i w nagrodę zagrają w finale barażów, których stawką jest awans do PKO Ekstraklasy.
ŁKS nigdy dotąd nie wygrał w Gdyni, co więcej strzelił tam wcześniej zaledwie pięć goli. W sobotni wieczór podopieczni trenera Marcina Pogorzały dopisali do tego skromnego bilansu tylko jedno trafienie, ale właśnie ono w połączeniu z hartem ducha wszystkich zawodników, od niezawodnego w środę Arkadiusza Malarza począwszy, na Oskarze Koprowskim skończywszy, pozwoliło nie tylko „odczarować” stadion Arki, ale i awansować do finału barażów.
Zanim jednak cieszyliśmy się wraz z piłkarzami z tej pierwszej w historii wiktorii, trzeba było wpierw wywalczyć, ba niekiedy nawet wyszarpać gospodarzom wiele ważnych piłek, trzeba było ciut pocierpieć i wykazać się cierpliwością. Już w trzech pierwszych minutach arkowcy dwukrotnie zagrozili bramce Arkadiusza Malarza. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Christiana Alemana z pięciu metrów chybił Adam Deja, a kilkadziesiąt sekund po tym Ekwadorczyk uderzył z dystansu tuż obok słupka.
Napór Arki trwał dalej. Gospodarze zdominowali środek pola, regularnie zbierali „drugie” piłki i co chwila zapędzali się w okolice szesnastki łodzian. Nasi piłkarze zmuszeni do defensywy skoncentrowali się w tej fazie spotkania na wybijaniu rywala z uderzenia, więc po drugiej stronie boiska Daniel Kajzer spoglądał ze spokojem na to, jak sunie atak za atakiem na bramkę jego vis-à-vis.
W 15. minucie ełkaesiacy po raz pierwszy wymienili kilkanaście podań na połowie rywala, co więcej Antonio Dominguez zwieńczył nawet całą tę długą akcję celnym strzałem z dystansu (bramkarz Arki złapał piłkę). Od tego momentu podopieczni trenera Dariusza Marca nie zdołali zmusić gości do tak głębokiej defensywy jak w pierwszym kwadransie zawodów, chociaż nadal przeważali. Siedem minut po strzale Hiszpana znów zagotowało się pod naszą bramką – Adrian Klimczak w ostatniej chwili zablokował strzał Macieja Rosołka, z kolei Mateusz Żebrowski posłał futbolówkę głową tuż nad poprzeczką.
ŁKS pozazdrościł rywalowi wszystkich tych dogodnych okazji do objęcia prowadzenia i w 27. minucie sam przeprowadził szybką, bardzo widowiskową akcję, w której zabrakło jedynie puenty, bo po podaniu z lewego skrzydła Adriana Klimczaka i sprytnym odegraniu Michała Trąbki w kierunku Ricardinho, Brazylijczyk przegrał pojedynek „sam na sam” z golkiperem.
Gdyńscy kibice odetchnęli z ulgą, a po chwili jęknęli z zawodu. Piłka znalazła się po drugiej stronie boiska i tym razem w roli głównej wystąpił Arkadiusz Malarz. Doświadczony golkiper efektowną interwencję po strzale głową Michała Marcjanika przypłacił urazem, lecz po pomocy sztabu medycznego wrócił między słupki bramki ŁKS-u.
Po zmianie stron Arka już nie atakowała z takim animuszem i tak jak w pierwszej połowie piłkarze grali od bramki do bramki (chociaż znacznie częściej pojawiali się pod tą strzeżoną przez Arkadiusza Malarza), tak na początku drugiej odsłony środowej batalii oglądaliśmy więcej gry w środku pola, częściej też Szymon Marciniak przerywał grę po przewinieniach zawodników.
Skutkiem tej twardej męskiej gry, której nie unikali w Gdyni ani jedni, ani drudzy był zresztą uraz Kamila Dankowskiego (zastąpił go Maciej Wolski). Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że łodzianie wyraźnie złapali oddech, odepchnęli rywala od własnej szesnastki, co więcej zaczęli częściej gościć pod bramką przeciwnika.
Daniel Kazjer został w tej fazie spotkania poddany ciężkiej próbie aż trzykrotnie. Z dwóch pierwszych wyszedł obronną ręką (golkiper obronił potężne uderzenie Maksymiliana Rozwandowicza z rzutu wolnego i kąśliwy strzał Ricardinho po składnej akcji całego zespołu), ale chwilę po tej drugiej interwencji i rzucie rożnym, bramkarz Arki był bezradny. Antonio Dominguez wypatrzył ustawionego przed szesnastką Pirulo, Hiszpan w swoim stylu „ściął” do środka i kropnął lewą nogą tak precyzyjnie, że futbolówka wpadła do siatki tuż przy słupku (0:1).
Gdynianie ruszyli do odrabiania strat. W 67. minucie po kolejnym dośrodkowaniu z bocznego sektora boiska piłka spadła na głowę Adama Dancha, lecz sytuację uratował czujny na linii bramkowej Arkadiusz Malarz. O szybsze bicie serca przyprawiło nas także kolejne tego typu zagranie, jednak i tym razem strzał głową (tym razem Christiana Alemana) nie mógł zrobić łodzianom krzywdy.
W 80. minucie Arkadiusz Malarz zatrzymał dwukrotnie futbolówkę po strzałach Adama Dei z kolejnych dwóch rzutów wolnych, natomiast chwilę po tym na boisku zameldowało się trzech „nowych” ełkaesiaków, a wśród nich, poza Jakubem Tosikiem i Tomaszem Nawotką, także Oskar Koprowski (nieco wcześniej Maciej Dąbrowski zastąpił Adriana Klimczaka).
W końcówce Arka rzuciła na szalę wszystkie siły i zmusiła łodzian do głębokiej defensywy. „Rycerze Wiosny” nie pękli. Jeszcze w 90. minucie Maciej Rosołek urwał się obrońcom ŁKS-u i uderzył przy bliższym słupku, lecz i tym razem niezawodny w środę Arkadiusz Malarz nie dał się zaskoczyć. Jeszcze na bramkę uderzali z dystansu Juliusz Letniowski i Marcus da Silva – piłka nie wpadła do łódzkiej bramki i dzięki temu po końcowym gwizdku to w mieście włókniarzy cieszyliśmy się z awansu do finału barażów.
– W Gdyni wyszła walka. Nasz charakter. Zaangażowanie. Nie tylko tych jedenastu na boisku. Nie tylko tych z ławki rezerwowych. Wszystkich! Tych, co byli z nami na trybunach. Tych, którzy zostali w Łodzi – powiedział po ostatnim gwizdku kapitan ełkaesiaków, który podobnie jak w jesiennym spotkaniu i tym razem nie skapitulował w Gdyni.
ŁKS pokonał Arkę 1:0 po golu Pirulo, a że Górnik Łęczna wygrał po serii rzutów karnych z GKS-em w Tychach, ełkaesiacy w finale barażów powalczą o awans do PKO Ekstraklasy właśnie z zespołem trenera Kamila Kieresia. Czekamy na niedzielę.
I runda barażów / Arka Gdynia – ŁKS Łódź 0:1 (0:0)
Składy: