Wynik sugeruje łatwy mecz, ale to wcale nie było łatwe spotkanie. Dlatego tym bardziej należy się cieszyć z tego, że znów umieliśmy zwyciężyć różnicą trzech bramek – mówi Jan Grzesik, obrońca Łódzkiego Klubu Sportowego, który asystował przy golu na 1:0 w sobotnim meczu z Wartą.
Trzy mecze rozegrał ŁKS w tym roku i każdy z nich zakończył bez straty gola. W czym tkwi tajemnica tak dobrej gry obronnej „Rycerzy Wiosny”?
Nie chcę za dużo zdradzać. Ale jesteśmy całościowo zgrani jako zespół i to daje duży efekt. Na pewno procentuje też praca, którą wykonywaliśmy zimą przez cały okres przygotowawczy. Poza tym, czasem pomaga nam szczęście, ale podobno sprzyja ono lepszym.
Jak opisałbyś mecz z Wartą komuś, kto nie widział tego spotkania?
Kto nie oglądał tego meczu, mógłby pomyśleć, że było to dla nas łatwe spotkanie, skoro finalnie wygraliśmy je 3:0. Ale wcale tak nie było. W pierwszej połowie, do 30. minuty, nasza gra nie wyglądała tak, jakbyśmy tego sobie życzyli. Od momentu zdobycia pierwszej bramki nasza gra jednak wreszcie „zaskoczyła” i zaczęliśmy grać swój futbol. Na pewno zadania nie ułatwiało nam w sobotę boisko, gdyż nie jest ono jeszcze w takim stanie, w jakim było jesienią. Najważniejsze jednak, że potrafiliśmy odnieść kolejne przekonujące zwycięstwo przed własną publicznością. Nawet w drugiej połowie, kiedy rywal starał się wyjść na nas nieco wyżej, to my spokojnie dawaliśmy sobie z tym radę. Trzeci gol dla nas już zupełnie podciął Warcie skrzydła i odebrał piłkarzom z Poznania resztę ochoty do walki.
A nie było tak, iż na samym początku trochę usztywnił was wynik piątkowego meczu GKS-u Tychy ze Stalą Mielec? I świadomość, że w przypadku wygranej możecie odskoczyć głównemu rywalowi w walce o awans?
Nie, to na pewno nie miało wpływu na naszą dyspozycję. Bezpośrednio przed naszym meczem trener zapytał nas zresztą o to, czy ktoś pamięta wynik spotkania GKS-u ze Stalą. Było to jednak pytanie retoryczne, bo wspólnie – zaraz po skończonym treningu – w szatni oglądaliśmy końcówkę tamtego starcia. Trener specjalnie nas jednak uczulał na właściwe podejście do sprawy. Doskonale wiedział, co dzieje się w naszych głowach, bo sam też przecież grał w piłkę i bywał w podobnej sytuacji. Mieliśmy myśleć tylko o sobie i swojej grze, a nie o tym, co robią rywale. I tak też podeszliśmy do potyczki z Wartą. W nagrodę możemy cieszyć się z kolejnych trzech punktów i bilansu 6-0 u siebie tej wiosny – zarówno pod względem bramek, jak i punktów. Nic, tylko się cieszyć.
W sobotę kolejnych dwóch zawodników dopisało się do listy strzelców tego sezonu. Razem daje to już 12 nazwisk. A to powinno dawać do myślenia kolejnym rywalom…
To pokazuje moc naszego kolektywu. Wszyscy w razie potrzeby potrafią bronić i wszyscy potrafią strzelać. Nie ma takich sytuacji, że ktoś z ofensywy odpuszcza w obronie albo ktoś z obrony wyłącza się z akcji ofensywnych. Każdy z nas stara się grać zarówno do przodu, jak i do tyłu. Jestem też pewien, że wspomniana lista jeszcze się wydłuży do końca sezonu.
Ucieszyłeś się z informacji o przełożeniu najbliższego meczu z Bytovią?
Uważam, że możemy na tym skorzystać. Było kilka kontuzji w ostatnim czasie, więc ten dodatkowy czas na dojście do siebie powinien jedynie pomóc. Ale weryfikacja tego, czy tak faktycznie będzie, nastąpi za dwa tygodnie na meczu z Podbeskidziem.
A czujecie się tak nakręceni, że moglibyście już teraz grać kolejny mecz?
Zawsze w piłce nożnej jest tak, że gdy wygrywasz, to od razu chcesz grać kolejny mecz. Musimy jednak podchodzić do tego na chłodno. Cały czas kluczowa jest odpowiednia koncentracja i maksymalne zaangażowanie w trening, a potem w mecz. Spotkanie z Podbeskidziem też nie będzie łatwe, bo w tej lidze nie ma mowy o takich meczach w tym sezonie. Tutaj każdy może wygrać z każdym, dlatego tym mocniej trzeba docenić ten nasz udany początek rundy. Zrobiliśmy już trzy kroki do celu, ale przed nami jest ich jeszcze dziesięć.