W 34. kolejce PKO Ekstraklasy ŁKS przegrał z Wisłą Kraków 1:2. Oba zespoły postawiły w piątek na twardą walkę, oba nie oszczędzały kości rywala. Koniec końców o sukcesie gości zadecydowały dwa poważne błędy łodzian w defensywie.
Przed piątkowym meczem w lepszej sytuacji kadrowo-zdrowotnej był ŁKS. Trenerowi Wojciechowi Stawowemu wypadł ze składu jedynie Ricardo Guima (kartki), z kolei Artur Skowronek nie mógł w piątek skorzystać z usług aż sześciu kontuzjowanych zawodników (Gieorgija Żukowa, Jakuba Błaszczykowskiego, Pawła Brożka, Łukasza Burligi, Michała Maka i Vukana Savicevicia), w dodatku Brazylijczyk Hebert w minionym tygodniu pożegnał się z klubem z Reymonta.
Wydawało się, że pomimo wszystkich tych osłabień pierwsi do ataku ruszą goście, w końcu oni w przeciwieństwie do pogodzonych już ze spadkiem łodzian mieli przy al. Unii 2 więcej do stracenia (i wygrania). W przypadku zwycięstwa nad ŁKS-em i straty punktów przez Arkę, „Biała Gwiazda” już dziś świętowałaby utrzymanie w ekstraklasie, sęk w tym, że ełkaesiacy nie zamierzali przyłączać się do tej celebry i już w pierwszym kwadransie przeprowadzili kilka ciekawie zapowiadających się akcji. Co zaś najważniejsze – jedną z nich wykorzystali.
W 9. minucie kapitalnie w środku pola zachował się Dragoljub Srnić, bo to po jego krótkim dryblingu i znakomitym podaniu, w pole karne Wisły pomknął prawą stroną Pirulo. Hiszpan zwiódł dwóch obrońców gości i pomimo ostrego kąta precyzyjnym uderzeniem w róg bramki pokonał Mateusza Lisa, a następnie ruszył w stronę ławki rezerwowych, gdzie wraz z kolegami świętował swojego pierwszego gola w ekstraklasie (1:0).
Niewiele zresztą brakowało, by po chwili na koncie ofensywnego pomocnika pojawiło się drugie trafienie. Tym razem w rolę niedoszłego asystenta wcielił się Samuel Corral, lecz do szczęścia zabrakło Hiszpanowi nieco miejsca i ciut szybkości, więc w tym akurat pojedynku górą okazał się golkiper. Co na to Wisła? Odpowiedziała pod koniec drugiego kwadransa kąśliwym strzałem głową Martineza (Chuca), po którym futbolówka otarła się o słupek.
Bramka Hiszpana dodała gospodarzom skrzydeł. ŁKS nie przypominał onieśmielonej i zagubionej drużyny z Wrocławia czy Płocka. Prawda, popełniali łodzianie indywidualne błędy, lecz w większości tych sytuacji zawsze znalazł się ktoś, kto zdążył naprawić pomyłkę kolegi. Po upływie drugiego kwadransa Pirulo huknął z dystansu, a zaraz po nim strzelił z półwoleja obok słupka ustawiony dziś w drugiej linii Maksymilian Rozwandowicz. Tuż przed przerwą wślizgiem z kilku metrów, ale nad poprzeczką uderzył z kolei po składnej zespołowej kontrze Jan Grzesik.
Obrońca ŁKS-u ostatnich minut pierwszej połowy nie może zaliczyć do udanych. Kiedy wydawało się, że łodzianie zejdą do szatni z jednobramkowym prowadzeniem, nieszczęśliwie dla nas w ostatnich sekundach pierwszej odsłony świetnie do tej pory spisujący się Jan Grzesik wyrzucił piłkę z autu w taki sposób, że rozpędzonemu Alonowi Turgemanowi pozostało jedynie minąć Arkadiusza Malarza i kropnąć do pustej bramki (1:1).
ŁKS nie „pękał” i podjął walkę z agresywnie grającymi wiślakami, zresztą oba zespoły nie przebierały w środkach, więc obrazek zwijającego się na murawie z bólu piłkarza oglądaliśmy w piątek wielokrotnie. Nie inaczej było w drugiej połowie, za co pośrednio zapłaciliśmy już chwilę po wznowieniu gry. Jan Sobociński popchnął przy linii końcowej Alona Turgemana, a że rzecz działa się w szesnastce ŁKS-u pan Bartosz Frankowski wskazał na jedenasty metr. Izraelski napastnik nie dał szans Arkadiuszowi Malarzowi i Wisła objęła w Łodzi prowadzenie (2:1).
W 65. minucie mogło być jeszcze gorzej, bo Davida Niepsuja w polu karnym miejscowych popchnął Maksymilian Rozwandowicz. Arbiter podyktował jeszcze jeden rzut karny, tym jednak razem na bramkę z jedenastu metrów uderzał nie Alon Turgeman a Rafał Boguski i… była do wielce niefortunna decyzja wiślaków – strzał doświadczonego pomocnika w świetnym stylu obronił Arkadiusz Malarz, wlewając z nasze serca odrobinę nadziei.
Trener Wojciech Stawowy postawił po tym na ofensywę, nie tylko dokonując zmiany napastnika (Łukasz Sekulski zastąpił Samuela Corrala), ale i rezygnując z jednego defensora (Jana Sobocińskiego) na rzecz ofensywnie usposobionego Antonio Domingueza. Ełkaesiacy ambitnie dążyli do zmiany wyników, lecz ich akcje w drugiej połowie nie miały tego błysku, co wcześniej a i z czasem zaczęło chyba brakować łodzianom sił.
W trzecim w tym sezonie pojedynku Wisły z ŁKS-em trzeci komplet punktów zgarnęli krakowianie. W sobotę 11 lipca podopieczni trenera Wojciecha Stawowego zmierzą się w Gdyni z Arką.
34. kolejka PKO Ekstraklasy / ŁKS Łódź – Wisła Kraków 1:2 (1:1)
Składy: