W 30. kolejce PKO Bank Polski Ekstraklasa ŁKS przegrał we Wrocławiu 0:4. Piłkarze Śląska trzy bramki zdobyli już w dwóch pierwszych kwadransach niedzielnego spotkania i zasłużenie zgarnęli kolejny komplet punktów.
Ełkaesiacy rozpoczęli wieńczące rundę zasadniczą spotkanie ze Śląskiem bez pauzujących z powodu kartek Dragoljuba Srnicia i Tadeja Vidmajera, ale z Maciejem Dąbrowskim, który duet środkowych obrońców stworzył tym razem z Janem Sobocińskim.
W sumie trener Wojciech Stawowy dokonał aż pięciu zmian. Na prawą stronę defensywy wrócił Jan Grzesik, w środku pola znalazło się miejsce dla Macieja Wolskiego i Łukasza Piątka, a w pierwszej linii dla Łukasza Sekulskiego, którego ze skrzydeł zamierzali wspierać Adam Ratajczyk i Pirulo, jedyny obcokrajowiec w wyjściowym składzie. Niestety, niedzielne zawody rozpoczęły się dla ełkaesiaków fatalnie. Gospodarze pozwolili wyszumieć się łodzianom w trzech pierwszych minutach, a następnie bardzo szybko wyprowadzili trzy zabójcze ciosy.
Najpierw dwukrotnie asystował Erik Expósito, a do siatki trafiali kolejno Filip Marković (1:0) i Dino Štiglec (2:0), z kolei w 23. minucie naszym obrońcom uciekł lewą stroną boiska Przemysław Płacheta i to on tę swoją widowiskową akcję spuentował potężnym strzałem, po którym futbolówka po raz trzeci zatrzepotała w siatce bramki Arkadiusza Malarza (3:0).
Zawodnicy beniaminka pozostawiali rywalom dużo miejsca na przedpolu swojej bramki, byli też zwykle spóźnieni względem operujących piłką z dużą werwą podopiecznych Vítězslava Lavički, sami zaś rzadko zapędzali się w okolice szesnastki wrocławian, dość powiedzieć że pierwszą naprawdę groźną sytuację podbramkową łodzianie stworzyli dopiero po upływie drugiego kwadransa (niecelnie zza szesnastki uderzył Łukasz Sekulski).
Działo się po drugiej stronie boiska – szczęście w nieszczęściu najpierw Róbert Pich nie zdołał sięgnąć piłki zagranej wzdłuż linii bramkowej, a chwilę po tym potężny strzał Słowaka nie bez kłopotu obronił Arkadiusz Malarz. W pierwszej połowie więcej goli nie padło, natomiast drugą część spotkania łodzianie rozpoczęli w zmienionym składzie (na murawie pojawili się dwaj napastnicy – Jakub Wróbel i Samuel Corral).
Hiszpański napastnik wziął udział w akcji, po której łodzianie byli bliscy zdobycia bramki. Nie udało się, bo chociaż Matúš Putnocký nie sięgnął piłki po strzale Pirulo, bramkarza Śląska wyręczył w ostatniej chwili Israel Puerto, wybijając zmierzającą do siatki futbolówkę tuż sprzed linii bramkowej. W 56. minucie groźnie huknął z dystansu Adrian Klimczak (tym razem górą okazał słowacki golkiper), sto osiemdziesiąt sekund później miejscowych po akcji Pirulo postraszył Jakub Wróbel, a tę serię akcji ofensywnych gości zamknął aktywny po przerwie Adrian Klimczak (strzał obrońcy zablokował defensor Śląska).
Ten niezły fragment gry w wykonaniu ŁKS-u zakończył się… czwartą bramką dla Śląska. Z narożnika boiska dośrodkował piłkę na pole karne Dino Štiglec, najwyżej w szesnastce gości wyskoczył Erik Expósito i po strzale głową Hiszpana futbolówka po uprzednim odbiciu od poprzeczki przekroczyła linię bramkową (4:0). Dzięki wysokiemu zwycięstwu nad beniaminkiem zespół ze stolicy Dolnego Śląska zakończył rundę zasadniczą na ligowym podium.
W przyszły weekend piłkarze ŁKS rozpoczną zmagania w ramach rundy finałowej. Przed nami siedem dodatkowych kolejek, w których rywalami naszych piłkarzy będą zespoły zajmujące po rundzie zasadniczej miejsca od dziewiątego do piętnastego.
30. kolejka PKO Ekstraklasy / Śląsk Wrocław – ŁKS Łódź 4:0 (3:0)
Składy: