Drużyna

Charleston i ping-pong, czyli jak 90 lat temu ŁKS przygotowywał się do wiosny

21.02.2018

21.02.2018

Charleston i ping-pong, czyli jak 90 lat temu ŁKS przygotowywał się do wiosny

W 1928 roku, a więc dziewięćdziesiąt lat temu, ełkaesiacy przygotowywali się do piłkarskiej wiosny inaczej niż ma to miejsce dzisiaj. Tak naprawdę futboliści spotykali się zaledwie trzy tygodnie przed inauguracją sezonu.

Krótka świąteczna przerwa, na początku stycznia – zgrupowanie, obóz kondycyjny, mini-zgrupowanie, niekiedy turnieje halowe i kilkanaście spotkań sparingowych. Tak bywa dziś, a kiedyś?

Kiedyś piłkarze w tym okresie roku zapadali w długi zimowy sen, z którego wybudzali się tak naprawdę dopiero pod koniec lutego, czyli tuż przed rozpoczęciem ligi. Nie znaczy to oczywiście, że nie działo się nic.

Niełatwe mieli życie kibice futbolu w latach 20. w okresie zimowym. W grudniu, styczniu i lutym zobaczyć w akcji swoich ulubieńców można było od wielkiego dzwonu – drużyny nie spotykały się na treningach, nie wyjeżdżały na zgrupowania. Od biedy pozostało Kowalskiemu śledzić doniesienia prasowe donoszące o wynikach ligi angielskiej, bo niezmordowani wyspiarze, jak i dziś, grali bez przerwy.

Nie trudno więc zrozumieć entuzjazm wszystkich tych spragnionych piłkarskiego spektaklu ludzi, którzy na wieść o początku sezonu podrywali się do góry. Co ciekawe wówczas za rzeczony początek sezonu uznawano… pierwszy mecz towarzyski, tak zresztą nazwano sparing ŁKS-u z Orkanem rozegrany 26 lutego w Łodzi.

– „Publiczność sportowa jest na tyle wyrozumiała, że nie żąda od drużyn rozpoczynających sezon tego, czegoby widzieć pragnęła w pełni sezonu. „Na początek i to dobre” – mówi widz, machnąwszy ręką. I słusznie. Czegóż można bowiem żądać od piłkarza, który w ciągu trzech miesięcy zamiast treningu na boisku, z zapałem wywija charlestona” – napisał po tamtym, wygranym 2:0 przez ełkaesiaków meczu, „Express Wieczorny Ilustrowany”.

Tego charlestona (młodszym czytelnikom wyjaśniam, że to amerykański taniec towarzyski) należałoby w zasadzie traktować niemal dosłownie, cóż mieli bowiem robić futboliści takiego na przykład Łódzkiego Klubu Sportowego w zimie, tym bardziej że przecież w mieście znajdował się chociażby słynący z dancingów „Tabarin” (Sienkiewicza 20)? – No grzechem byłoby nie skorzystać! (w żadnym razie nie chcę przez to powiedzieć, że ełkaesiacy słynęli przed wojną z jakiegoś szczególnie rozrywkowego trybu życia – co to to nie!).

I kiedy dziś piłkarze na pierwszym treningu spotykają się na początku stycznia, tak wówczas – proszę sobie wyobrazić – dopiero 14 lutego odbyło się walne zgromadzenie sekcji piłkarskiej, na którym to klubowi sternicy ogłosili kadrę pierwszego zespołu, wybrali kapitana drużyny (został nim Wawrzyniec Cyl) oraz jak pisała prasa – „ustalili normę treningową dla drużyny ŁKS”.

Co kryło się pod owym tajemniczym określeniem – „norma treningowa”? – Bóg raczy wiedzieć, w każdym razie poważne przygotowania do zmagań ligowych rozpoczęli nasi futboliści 90 lat temu dopiero pod koniec miesiąca, zaledwie trzy tygodnie przed pierwszym ligowym starciem.

Oczywiście niektórzy spośród zawodników dbali o kondycję także wówczas, kiedy boisko przy al. Unii 2 pokrywał biały puch. Łódzki Klub Sportowy był przecież stowarzyszeniem wielosekcyjnym, piłkarze którzy przejawiali talenty w innych dyscyplinach mieli więc co robić. Ot, chociażby zawody tenisa stołowego stały się w lutym 1928 roku pretekstem dla dwóch piłkarzy pierwszej drużyny – Radomskiego i Aldka (Romuald Feja) – do rozruszania kości i to nawet ze sporym pożytkiem dla ŁKS-u, bo trzeba wiedzieć, że „ping-pongowe” umiejętności (tak wówczas pisała prasa – „ping-pongowe”) drugiego z wymienionych walnie przyczyniły się do ważnego zwycięstwa 8:0 z Unionem.

Transferowa karuzela 90 lat temu też nie kręciła się w tak zawrotnym tempie w jakim kręci się dzisiaj, ale i wówczas głośno robiło się w mieście, kiedy gwiazdy zmieniały barwy klubowe. W połowie lutego 1928 roku piłkarska Łódź żyła na przykład sensacyjną plotką wedle której gwiazda ŁTSG, bramkostrzelny Henryk Herbstreit, miał przenieść się do Turystów (jeden z najlepszych napastników ligi polskiej okresu przedwojennego przeniósł się potem nie do Turystów a do ŁKS-u). Nieco wcześniej, bo na początku lutego, donosił też „Express Ilustrowany” o powrocie do ŁKS-u „słynnego bombiarza łódzkiego Radomskiego, który w ubiegłym sezonie zasilił barwy Wojskowego Klubu Sportowego i przyczynił się w znacznym stopniu do zdobycia przez klub ten mistrzostwa klasa A.”

Z Gałeckim, Cylem, Królem i Milą rozpoczęli łodzianie sezon 18 marca, od prestiżowego zwycięstwa z Turystami. Zamiast więc dwóch miesięcy, bo dziś tyle trwają przygotowania do pierwszego spotkania w lidze, trenowali ełkaesiacy zaledwie dni dwadzieścia!

W 1928 roku wystarczyło to na zajęcie jedenastego miejsce w lidze, ale i na sprawienie dwóch gigantycznych niespodzianek. ŁKS był przecież jedynym zespołem w tamtym sezonie, który dwukrotnie ograł mistrzowską Wisłę, spotkanie zaś rozegrane w Łodzi (a w zasadzie dwa spotkania z „Białą Gwiazdą”, bo ten pierwszy przerwały zamieszki) przeszło do historii klubu z al. Unii Lubelskiej 2.

Z zapałem wywijali ełkaesiacy zatem nie tylko charlestona.


Autor: Remek Piotrowski