Aktualności

13 niezwykłych rzeczy, których nie wiecie o triumfie ŁKS w Pucharze Polski

17
20 / 07 / 2020

Dokładnie 64 lata temu, 20 lipca 1957 roku, piłkarze ŁKS-u sięgnęli po Puchar Polski. Z tamtym finałowym meczem z Górnikiem Zabrze łączy się wiele niezwykłych, ciekawych a dziś zupełnie zapomnianych faktów. Musicie je poznać!

Orzeł czy reszka

Pierwotnie finał Pucharu Polski w 1957 roku miał zostać rozegrany na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, oddanej do użytku dwa lata wcześniej chlubie ówczesnych władz. Ponieważ jednak do zaplanowanej w sezonie wakacyjnym decydującej batalii nie dotarła żadna z warszawskich drużyn obawiano się o frekwencję, postanowiono dać szansę Łodzi lub Zabrzu. Żaden z klubów nie chciał zrezygnować z tego przywileju, więc o miejscu finałowej potyczki zadecydował… rzut monetą. Ponoć reprezentujący interesy ŁKS Wacław Zatke wybrał „reszkę”. Opłaciło się. Pięćdziesięciogroszówka pofrunęła w górę i po chwili szeroki uśmiech pojawił się na twarzy ełkaesiaka.

Przytargał na plecach

Niewielu wie, że w 1957 roku cenne trofeum z Warszawy do Łodzi przed wielkim finałem przywiózł osobiście kierownik sekcji piłkarskiej ŁKS-u Zdzisław Derczyński i to… pociągiem. Miał zresztą w związku z tym nielichy kłopot, bo jak na złość po dotarciu do Łodzi w pobliżu Dworca Fabrycznego nie stała w tym czasie żadna taksówka, a puchar przecież swoje ważył. Ostatecznie dzielny kierownik zdołał przytaszczyć do klubowego sekretariatu przy ul. Zakątnej 82 cenną nagrodę w jednym kawałku, ta zresztą została z ełkaesiakami dłużej.

Droga do finału

O tym, że w 1957 roku ŁKS zdobył po zwycięstwie nad Górnikiem Zabrze Puchar Polski słyszeli zapewne wszyscy sympatycy łódzkiego klubu. Tylko nieliczni jednak wiedzą, jak wyglądała droga ełkaesiaków do tamtego finału. Podopieczni trenera Władysława Króla rozpoczęli rozgrywki od 1/16 finału i wygranej 3:1 w Poznaniu z Wartą. Następnie wyeliminowali Wybrzeże Gdańsk (2:0), w ćwierćfinale poradzili sobie (choć dopiero po dogrywce) z Wisłą Kraków (2:1), a w półfinale pokonali Gwardię w Warszawie (1:0).

Spotkali się wcześniej

W najbardziej nas interesującej edycji Pucharu Polski, a więc tej 1956/1957 ełkaesiacy zmierzyli się z Górnikiem w finale, ale i spotkali się z nim w tych samych rozgrywkach znacznie wcześniej, bo już w 1/16 finału. Jak to możliwe? Otóż mowa tutaj o rezerwach ŁKS-u, które w rundzie eliminacyjnej pokonały poznaniaków, a potem los skojarzył ich ze świetną jedenastką z Zabrza. 18 listopada 1956 roku zmiennicy tanio skóry nie sprzedali, przegrali bowiem z górnikami zaledwie 1:2, ba, na przerwę schodzili z prowadzeniem i dopiero w drugiej połowie faworyt zdobył dwa gole. Z jednej strony szkoda; z drugiej – biorąc pod uwagę rozstrzygnięcie pucharowej batalii – może to i lepiej.

Puchar na ziemi

Tuż przed pierwszym gwizdkiem arbitra, który rozpoczął finałową batalię, na boisku przy al. Unii doszło do zabawnego incydentu. Otóż gdy jedenastka trenera Władysława Króla wychodziła na murawę, Stanisław Wlazły, jeden z naszych piłkarzy, trącił mimochodem stół, na którym stało cenne trofeum, a to spadło na ziemię. Ełkaesiak podniósł puchar i ustawił na stole, a kilkadziesiąt minut później… trzymał je w dłoniach ponownie, bo okazało się, że ten wypadek przyniósł szczęście „Rycerzom Wiosny”. ŁKS pokonał Górnika 2:1.

Przedmecz

W tamtych czasach bardzo popularne były tzw. przedmecze, więc wielu kibiców – jeśli owa przystawka przed daniem głównym zapowiadała się smakowicie – pojawiało się na trybunach kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem. Taki przedmecz rozegrano także przed tamtym finałem Pucharu Polski i zmierzyły się w nim młodzieżowe drużyny ŁKS-u i Lechii Tomaszów Mazowiecki. Dodajmy, że ci drudzy byli mistrzami okręgu łódzkiego w swojej kategorii wiekowej.

W radiu

Na tamtym finale Pucharu Polski pojawiło się 25 tys. widzów, ale wielu innych kibiców łódzkiej jedenastki śledziło losy finałowej potyczki w domu. Przed meczem pojawiła się bowiem informacja w prasie, że „Polskie Radio przeprowadzi w programie ogólnopolskim na fali średniej transmisję z drugiej połowy spotkania”. Mecz rozpoczął się o godz. 18, więc już godzinę później radiosłuchacze emocjonowali się bojem „Rycerzy Wiosny” z zabrzanami.

Deszczowa piosenka

Starsi kibice często powtarzają, że jeśli pada deszcz – ŁKS gra koncertowo. Nie dziwi więc, że gdy w przerwie tamtego finałowego spotkania z Górnikiem nad stadionem pojawiły się chmury, a niedługo po tym na głowy piłkarzy oraz kibiców poczęły spadać krople deszczu, sympatycy ŁKS-u odetchnęli z ulgą. Oczywiście i tym razem deszcz przyniósł „Rycerzom Wiosny” szczęście.

Uratował

ŁKS pokonał w finale Górnika Zabrze 2:1 po golach niezawodnego w starciach ze śląską drużyną Stanisława Barana oraz Kazimierza Kowalca. Obserwatorzy tamtego pojedynku chwalili oczywiście autorów bramek, lecz wyróżnili przede wszystkim defensorów i pomocników ŁKS-u, a za jeden z kluczowych momentów spotkania uznali sytuację z 60. minuty, gdy łodzianie prowadzili 1:0. Wówczas bowiem łodzianie wyszli obronną ręką z dużych opresji, bo zmierzającą do siatki piłkę w ostatniej chwili zatrzymał ofiarną interwencją na linii bramkowej Robert Grzywocz.

Sympatyczna pomyłka

Lokalna i ogólnopolska prasa narzekała na poziom finałowej batalii pomiędzy ŁKS-em a Górnikiem Zabrze, ale i tak w mieście włókniarzy po zwycięstwie „Rycerzy Wiosny” zapanowała wielka radość. Zdaje się, że euforii dali się wówczas ponieść zwłaszcza żurnaliście „Dziennika Łódzkiego”, bo to w tej gazecie relację z finału Pucharu Polski opatrzono tytułem: „Po raz pierwszy w historii piłkarze ŁKS zdobyli tytuł mistrza Polski” (sic!). Sympatyczna pomyłka okazała się dobrą wróżbą, przecież kilkanaście miesięcy później i ten tytuł trafił w ręce ełkaesiaków.

Nagroda

W tamtych czasach piłkarze oficjalnie wciąż byli jeszcze amatorami, więc nie mogli liczyć na premię za zdobycie Pucharu Polski. Koniec końców ełkaesiacy otrzymali jednak nagrodę za wywalczenie pierwszego tak cennego trofeum w historii klubu, a tą były radioodbiorniki „Beethoven”. Znany kibic łódzkiego klubu Paweł Lewandowski, na łamach jednego z portali społecznościowych opublikował kilka miesięcy temu zdjęcie tej niezwykłej ełkaesiackiej pamiątki. Na fotografii widać stare radio „Beethoven” należące do Kazimierza Kowalca czyli jednego z filarów tamtej drużyny „Rycerzy Wiosny”. Wyprodukowany przez enerdowską wytwórnię RFT radiodbiornik cieszył się w latach 50. w naszym kraju dużą popularnością, więc ełkaesiacy przyjęli swoją „premię” z uśmiechem na twarzy.

Ostatni?

W latach 50. bardzo narzekano na poziom sportowy prezentowany przez uczestników pucharowej batalii, w związku z tym finał tych rozgrywek zaplanowany na 1957 rok miał być ostatnim. W połowie lutego 1957 roku podczas Walnego Zgromadzenia PZPN-u rozgrywki ze względu na liczne błędy organizacyjne postanowiono zlikwidować, więc w Łodzi krajowy puchar miał przejść do historii. Na szczęście później decyzję zmieniono, choć kolejną edycję tych rozgrywek zorganizowano dopiero w sezonie 1961/1962.

Gdyby tak kilka lat później…

W finale Pucharu Polski rozegranym w 1957 roku piłkarze ŁKS-u i Górnika Zabrze walczyli przede wszystkim o prestiż, bo w tamtym czasie zwycięstwo w tych rozgrywkach nie było jeszcze premiowane zakwalifikowaniem się do europejskich pucharów. Dopiero w 1963 roku triumfator Pucharu Polski (w tym przypadku Zagłębie Sosnowiec) dzięki zgarnięciu cennego trofeum wystąpił w Pucharze Zdobywców Pucharów.


🏆 Finał Pucharu Polski / ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 2:1 (1:0) / Łódź, sobota 20 lipca 1957 r.

  • Bramki: 1:0 Stanisław Baran (21), 2:0 Kazimierz Kowalec (68), 2:1 Ernest Pohl (70).
  • Sędziował: p. Ignaszewski z Krakowa.
  • Widzów: 25 tys.

Składy:

  • ŁKS: Szczurzyński – Walczak, Wlazły, Szczepański, W. Jańczyk, Grzywocz, Jezierski, S. Baran, Szymborski, Soporek, Kowalec. Trener: Władysław Król.
  • Górnik: Machnik – Franosz, Florencki, Czech, Gawlik, Olejnik, Szalecki, Pohl, Jankowski, Kowal, Lentner. Trener: Zoltan Opata.

Autor: Remek Piotrowski



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny