To smutny dzień dla polskiego sportu i całego Łódzkiego Klubu Sportowego. Zmarł Robert Grzywocz, jeden z legendarnych „Rycerzy Wiosny”, mistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski. – „W jego sercu jest tylko jeden klub, to ŁKS” – mówiła jego żona.
Robert Grzywocz urodził się w 1 maja 1932 roku w Świętochłowicach i na Śląsku właśnie rozpoczynał piłkarską karierę. W pierwszej połowie lat 50. występował także w OWKS (Wawelu) Kraków i Legii Warszawa, a między 1957 i 1958 – w Łódzkim Klubie Sportowym. I chociaż w tym ostatnim jako zawodnik spędził tylko dwa lata, bo jego karierę przerwała poważna kontuzja, to właśnie ŁKS i Łódź skradły mu serce.
Nie sposób sobie wyobrazić drużyny „Rycerzy Wiosny”, zdobywców Pucharu Polski z 1957 roku i mistrzów Polski z 1958 roku, bez Roberta Grzywocza, który był jedną z najważniejszych postaci nie tylko tamtej drużyny, ale i całej ligi. Nic więc dziwnego, że to on został laureatem Złotych Butów redakcji Sportu w 1958 roku i zapewne gdyby nie wspomniana kontuzja, rozwinęłaby się i jego kariera reprezentacyjna. W tej błyskotliwy pomocnik wystąpił dwukrotnie.
Po wygranym przez ełkaesiaków meczu z pogromcą wielkiego Realu Madryt, czyli Rapidem Wiedeń, to jego prasa nazwała „architektem znad Dunaju”, tego bowiem dnia Grzywocz przyćmił gwiazdę europejskiego formatu, czyli samego Hanappiego. Zresztą tych porównań pojawiło się w tamtym czasie więcej. Porównywano go z francuskim aktorem Gerardem Philipem, a tutaj najwięcej do powiedzenia miały piękne łodzianki, bo tych ich serca skradł swą urodą znany łódzki piłkarz.
Po zakończeniu kariery Grzywocz nie zakończył swojego związku z ŁKS-em. Ten, jak na ironię losu, dopiero się rozpoczął i trwać będzie kolejnych kilkadziesiąt lat. Zdobywca Pucharu Polski i mistrz Polski zajmował się szkoleniem młodzieży w łódzkim klubie, kibice mogli go również spotkać na każdym ligowym meczu ełkaesiaków przy al. Unii 2 – w ostatnich latach na każdym też pojawiał się ze swoją żoną, Panią Longiną.
„ – Robert nie chciał nigdy iść na stadion Widzewa – mówiła w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” Longina Grzywocz. – „W jego sercu jest tylko jeden klub, to ŁKS Łódź”.
I nie, nie chodziło o nienawiść. Młodzi piłkarze, którzy zetknęli się z Robertem Grzywoczem wiedzą doskonale, że „ten ich znany trener, który kiedyś był mistrzem Polski” uczył ich szacunku do rywala. Każdego rywala. A ŁKS po prostu kochał.
Informacja o jego śmierci pogrążyła nas wszystkich w wielkim smutku.