Klub

Michał Kaczorowski: Kibice i myśliwi pokazali wspaniałe oblicze i wielkie serca

29.06.2019

29.06.2019

Michał Kaczorowski: Kibice i myśliwi pokazali wspaniałe oblicze i wielkie serca

Kochamy przyrodę i obcowanie z nią. To właśnie to, a nie chęć zabijania, jest magnesem, który przyciąga ludzi do łowiectwa. Czasami aż ciężko opisać te cudowne wschody słońca i piękne krajobrazy dookoła. Możliwość podglądania zwierzyny w takich warunkach, często zaledwie kilka kilometrów od miasta, jest przeżyciem niemal mistycznym. Cieszymy się, że mogliśmy podzielić się tym przesłaniem z kibicami ŁKS-u, zbierając przede wszystkim znaczną sumę na leczenie syna naszego kolegi – mówi Michał Kaczorowski, trener drużyny Myśliwych, która niedawno mierzyła się z Gwiazdami ŁKS-u przy okazji pikniku charytatywnego #RazemDlaKuby.

Jakie wspomnienia z meczu, o którym mówiły nie tylko sportowe serwisy informacyjne?

Emocjami z tego meczu tak naprawdę żyje cała brać łowiecka w Polsce. Do tej pory uczestnicy tego spotkania piszą na Facebooku o łzach i czymś wielkim, co się dokonało. W naszym środowisku taki mecz był bowiem wydarzeniem bez precedensu. Nie dość, że uczestniczyliśmy w szczytnej akcji, aby pomóc potrzebującemu dziecku, to spełniło się nasze wielkie marzenie, aby usłyszeć rogi myśliwskie na stadionie piłkarskim. Ich dźwięk na obiekcie przy al. Unii był czymś wyjątkowym i trudno będzie go zapomnieć. Dodatkową satysfakcję odczuwam z tego, że po rozmowach z kibicami ŁKS-u wiem, iż dla nich również cały ten festyn był jedyny w swoim rodzaju. Od siebie dorzucę jeszcze, że wychowywałem się na Kozinach w czasach, kiedy Marek Saganowski i spółka zdobywali mistrzostwo Polski. Z tego tytułu było dla mnie ogromnym zaszczytem poprowadzenie Drużyny Myśliwych w spotkaniu z Drużyną Gwiazd ŁKS-u.

Czy był stres, kiedy trzeba było stanąć oko w oko z dawnymi idolami Galery?

Na pewno nie było tremy związanej z tym, że będziemy mieli przeciwko sobie znakomitych przed laty piłkarzy. Naszym celem przede wszystkim było bowiem stworzenie ciekawego widowiska dla kibiców. W naszym środowisku nikt do tej pory nie próbował utworzyć drużyny piłkarskiej, co dla mnie – jako trenera naszej drużyny – łączyło się z dużym wyzwaniem. Chłopaki też podeszli do tematu szalenie ambitnie. Zresztą, należy podkreślić, że specjalnie na ten mecz przyjechało do Łodzi wielu kolegów z różnych zakątków naszego kraju. Większość z nich miała pewne doświadczenie piłkarskie, ale tylko na poziomie amatorskim. Myślę, że mimo to, zaprezentowaliśmy całkiem niezły futbol i wspólnie z ełkaesiakami stworzyliśmy interesujące widowisko. Pamiętajmy, że nasz zespół w tym składzie widział się na oczy pierwszy raz w życiu i pierwszy raz w życiu też ze sobą grał. Siłą rzeczy, zgranie nie mogło być zatem naszym atutem.

Czy z prowadzonej przez pana drużyny powstanie zatem teraz reprezentacja Polski myśliwych?

Jest taki pomysł. Koledzy cały czas pytają mnie o to, bo bardzo by chcieli, aby nastąpił ciąg dalszy tej historii. Ja też jestem za tym, bo uważam, że jako myśliwi jak najczęściej powinniśmy się pokazywać od tej zwykłej, ludzkiej strony. Bardzo często jesteśmy w mediach źle oceniani, a tak naprawdę jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi. Każdy z nas ma swoje różne inne pasje, różne obowiązki zawodowe i różne codzienne problemy. W tym przypadku zebraliśmy się, aby pomóc dziecku naszego kolegi. Ten mecz pokazał, że potrafimy się zmobilizować, aby robić pożyteczne rzeczy, które w żaden sposób nie kojarzą się z samym polowaniem. Według mnie zresztą myśliwi i kibice są w podobnej sytuacji, bo środowisko kibiców też nie jest oceniane do końca fair w społeczeństwie. Tymczasem wspólnymi siłami pokazaliśmy, że kibice i myśliwi potrafią robić wielkie rzeczy. Powiem więcej, są to rzeczy, które pokazują naszą prawdziwą twarz. Część ludzi pewnie miało wątpliwości jak się może udać spotkanie takich dwóch grup społecznych… Jak się okazało, całość miała bardzo spokojny charakter. Co więcej, stadion okazał się bardzo przyjaznym miejscem dla dzieci i dla całych rodzin. Za to ogromne zaufanie pragnę raz jeszcze podziękować władzom miasta, a w szczególności Pani Prezydent Hannie Zdanowskiej.

A jak w praktyce wyglądało wybieranie składu i przygotowania do meczu z Gwiazdami ŁKS-u?

Podszedłem do sprawy zadaniowo. Wszystko zaczęło się od mojego ogłoszenia na ogólnopolskiej grupie myśliwych na Facebooku, która zrzesza ponad 30 tysięcy członków Polskiego Związku Łowieckiego. Odezwała się do mnie znaczna ilość ludzi, spośród których wybrałem szeroki skład. On jeszcze w międzyczasie nieco się zmienił, bo doszły kontuzje, które wynikały w głównej mierze z tego, iż koledzy podeszli do tematu bardzo poważnie i momentami trenowali zbyt ostro. Wstępne założenia taktyczne omawialiśmy ze sobą na odległość, a ostateczne ustalenia zapadły bezpośrednio już przed meczem w szatni. Dlatego uważam, że jak na nasz debiut, to wynik – mimo wszystko – należy ocenić pozytywnie. Poza tym, ogromnie się cieszę, iż po wszystkim usłyszałem od fanów ŁKS-u, że dawno nie było tutaj tak fajnego tzw. eventu. Co niejako potwierdziła bardzo wysoka frekwencja…

Biorąc pod uwagę całą otoczkę, to wszyscy pewnie chcieli wybiec od razu w podstawowej jedenastce?

Wbrew pozorom, nie było z tym żadnego ciśnienia. Wszyscy bowiem wiedzieli, że przy nieograniczonej liczbie zmian dostaną szansę pokazania się łódzkiej publiczności. Jedyną niezdublowaną pozycją była pozycja bramkarza, ale był to nasz świadomy wybór.  Chcieliśmy mieć dzięki temu jeszcze jednego zawodnika więcej w polu.  Wiedzieliśmy, że przy takim rywalu będziemy musieli się nabiegać, więc każda para nóg była dla nas na wagę złota. Mimo że nie graliśmy przecież o puchar, a o zdrowie dla Kubusia, to i tak w każdym obudziła się żyłka sportowca i chęć rywalizacji. A jako ciekawostkę mogę tylko dodać, że w naszym zespole również nie zabrakło sław – mówimy oczywiście o sławach z naszego środowiska. Pierwotnie szykowaliśmy się na rywali z szeroko pojętego świata mediów, które często niesłusznie przedstawiają nas w niekorzystnym świetle – od samego początku to była zatem sprawa honoru i nie mogło być blamażu. Gdy okazało się, że zamiast z dziennikarzami, zagramy z Gwiazdami ŁKS-u, nasz entuzjazm wcale jednak nie osłabł… Niewiele osób może się przecież pochwalić tym, że zmierzyło się z tak wybitną drużyną. Muszę tutaj przyznać, że atmosfera spotkania spowodowała również moje wejście na murawę. Nie zakładałem tego wariantu wcześniej… Doszedłem jednak do wniosku, że będę żałować do końca życia, jeśli tego nie zrobię.

Jak opisałby pan prowadzoną przez siebie drużynę?

Zacząłbym od tego, że moich podopiecznych cechowało wielkie serce do walki – i o Kubę, i o jak najlepszy wynik. Cały czas, pomimo znacznych niekiedy odległości, utrzymujemy ze sobą kontakt i liczymy, że niebawem uda nam się zorganizować kolejne takie spotkanie – w szczytnym celu i dostarczające widowni mnóstwa dobrej zabawy. W tym przypadku skupiliśmy się na sprawie Doriana i jego Kuby. Rodzinie Jankowskich myśliwi pomagają już od lutego. Staramy się pomóc w każdy możliwy sposób. Efekty można uznać za całkiem przyzwoite, ponieważ zebraliśmy już łącznie ponad pół miliona złotych. Półtora miesiąca przed meczem na ŁKS-ie organizowaliśmy inne duże wydarzenie – niestety piknik na rynku w Manufakturze nie do końca był udany ze względu na fatalną tego dnia pogodę, która storpedowała wiele z przygotowanych atrakcji. W naszej myśliwskiej nomenklaturze określamy taką pogodę jako tylko dobrą, ale co tu dużo kryć – z perspektywy przysłowiowego Kowalskiego aura była wówczas fatalna. Nie poddajemy się jednak i działamy dalej. Już wiemy, że podczas festynu na ŁKS-ie udało się zebrać prawie 70 tysięcy złotych.

Jesteście zadowoleni z odzewu, z jakim spotkała się cała inicjatywa?

Trudno nie być zadowolonym, gdy udaje się uzbierać całkiem pokaźną sumę i gdy przy wyjściu na murawę odczuwa się „gęsią skórkę”, bo na trybunie panuje tak świetna atmosfera. Na godzinę przed meczem byliśmy wyłączeni z tego, co działo się na obiekcie, więc kiedy opuściliśmy szatnię i zobaczyliśmy te tłumy, to byliśmy w szoku. Ci o bardziej miękkim sercu, to nawet łzy w oczach mieli przez chwilę i wcale się z tym nie kryli. To było dla nas bardzo duże wydarzenie i do znudzenia będę wszystkim powtarzać, że wspólnie zrobiliśmy naprawdę kawał dobrej roboty – oczywiście dla Kubusia.

Nie możemy pominąć tej kwestii, bo serwowany podczas festynu gulasz zrobił prawdziwą furorę – jak brzmi przepis na tak przepyszne danie?

Kanony kuchni myśliwskiej mają wielowiekowe tradycje, więc każdy przepis jest dokładnie dopracowany. W tym przypadku nad przygotowaniem gulaszu czuwał osobiście Przemysław Malec, redaktor programu „Darz Bór”, który w każdy poniedziałkowy wieczór można oglądać na kanale Adventure HD oraz na YouTubie. Myślę, że to była najlepsza możliwa promocja dziczyzny, do jedzenia której gorąco wszystkich zachęcam. Uważam, że jest to najbardziej zdrowe mięso ze wszystkich dostępnych na rynku. Dziczyzna nie jest wytworem specjalnych zamkniętych hodowli, nie ma styczności z żadnymi antybiotykami oraz innymi lekami. Mówiąc wprost – jest to czysta natura. Obecnie panuje moda na wszelkie możliwe ekoprodukty, a ludzie cały czas zapominają przy tym właśnie o mięsie z polskich lasów.

Nie możemy też nie zapytać o inną kwestię… Myśliwy kojarzy się z zabijaniem zwierząt dla przyjemności – jak to wygląda naprawdę?

Przez lata wokół naszego środowiska narosło wiele mitów, które są regularnie powielane w mediach. A prawda jest taka, że my polujemy jedynie na gatunki, których jest nadwyżka w środowisku naturalnym. Myśliwi utrzymują tym samym właściwy poziom populacji zwierząt łownych. I to też nie o dowolnej porze roku, a w ściśle wyznaczonych do tego prawnie okresach. Myśliwi polują w wyznaczonych do tego obszarach nazywanych obwodami łowieckimi. Generalnie mało się mówi o tym, że my wielu gatunkom pomagamy na różne sposoby. Gdyby nie myśliwi i nasza praca, to wielu zwierząt w Polsce już od dawna w ogóle by nie było. Takie informacje nie są jednak zbyt medialne, więc o tym aspekcie naszej działalności środki masowego przekazu zwykle nie wspominają.

Jakim zatem gatunkom pomagacie i jak to robicie?

W tej chwili swoją uwagę kierujemy między innymi na zająca i kuropatwy. Błędem jest bowiem stwierdzenie niektórych osób, że brak zajęcy i kuropatw na polskich polach jest wynikiem intensywnego odstrzału tych gatunków. Większość kół łowieckich nie poluje już wcale na te zwierzęta. Myśliwi w swoich obwodach starają się stworzyć dla nich możliwie najlepsze warunki do bytowania i rozrodu. Obecnie w wielu obwodach łowieckich, to myśliwi kupują i wypuszczają te gatunki, aby wzmocnić populację. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że aktualny spadek pogłowia tych gatunków łownych w Polsce jest wynikiem stosowania coraz silniejszej chemii w rolnictwie. Przyczynia się również do tego wysoki stopień mechanizacji przy zabiegach agrotechnicznych. Rolnictwo z każdym rokiem się u nas intensyfikuje, a zwierzyna niestety nie nadąża nad tymi zmianami. Dzisiejsze monokultury rolne również mają negatywny wpływ na pewne rodzime gatunki, bo ubożeje baza pokarmowa. Bardzo ważnym elementem, potrzebnym zwierzynie drobnej do właściwego funkcjonowania jest obecność w terenie remiz śródpolnych oraz szerokich miedz. Gwarantują one możliwość schronienia przed drapieżnikami. Niestety, tych elementów w naszym krajobrazie jest dziś coraz mniej. Myśliwi starają się tworzyć takie miejsca, a także staramy się zachęcać do tego innych. Powstał specjalny program „Ożywić Pola”. Ma on na celu wzbogacenie edukacji ekologicznej młodzieży szkolnej, nauczycieli oraz samych myśliwych. Jest to akcja ogólnopolska i ponadregionalna, mająca za zadanie ochronę krajobrazu i zachowanie różnorodności biologicznej w części kraju objętej działalnością rolniczą.

Dzisiejsze dyskusje polityków debatujących na przykład nad zniesieniem chociażby moratorium na odstrzał łosi czy wyłączeniem wilka z pod ścisłej ochrony gatunkowej, są możliwe ponieważ wielkość populacji pozwala już na prowadzenie racjonalnej gospodarki tymi gatunkami. Należy jednak pamiętać, że taki stan rzeczy to wynik starań głównie myśliwych oraz leśników. Gdyby nie nasza wspólna praca, tych gatunków nie byłoby dziś w Polsce. I wcale nie chodzi o to, że my obecnie zabiegamy o powrót tych zwierząt do kalendarza polowań… Jest wręcz przeciwnie, ponieważ w takim wypadku weźmiemy na siebie odpowiedzialność za szkody wyrządzane przez te zwierzęta. Dzieje się tak, bo na myśliwych spoczywa odpowiedzialność finansowa za szkody wyrządzane przez zwierzynę łowną. Wynika z tego jasno, że głównym zadaniem myśliwych jest stanie na straży równowagi między interesem społecznym, a dobrem przyrody.

Mamy zatem rozumieć, że łowiectwo to nie tylko pasja, ale i rodzaj misji?

Dokładnie tak, łowiectwo jest częścią ochrony środowiska i o tym należy pamiętać. A większość Ludzi kojarzy łowiectwo jedynie z polowaniem. Tymczasem polowanie jest dopiero ostatnim elementem łowiectwa. Myśliwi to tak naprawdę prawdziwi społecznicy. Państwo nakłada na nas szereg zadań, które wypełniamy poświęcając własny czas i pieniądze. Wszystko to robimy dla dobra przyrody, bo to właśnie ona jest dla nas najważniejsza. Należy nadmienić, że staramy się również aktywnie angażować w różne inicjatywy społeczne – m.in. WOŚP. Tworzymy własne akcje m.in. „Darz Bór-Dasz Krew” czy chociażby edukujemy młodzież. Robimy to wszystko społecznie, bo czujemy się częścią społeczeństwa.

Przez wieki wypracowaliśmy swój własny język, stroje, kulturę, a nawet sztukę. Dzisiejsze łowiectwo jest spuścizną wielu pokoleń myśliwych, dlatego złożyliśmy wniosek o wpisanie  polskiej kultury łowieckiej na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Korzystając z okazji, chciałby pan obalić jeszcze jakiś inny mit, który dotyczy myśliwych?

Życzyłbym sobie, aby ludzie przestali zestawiać obok siebie łowiectwo z kłusownictwem. Co więcej, walka z kłusownictwem – to też jest jedno z naszych podstawowych zadań. I właśnie między innymi dzięki naszej walce z kłusownikami udało się uratować na ziemiach polskich wiele gatunków zwierząt. Kolejną sprawą, która mnie boli, jest ta właśnie obiegowa opinia „zabijania dla przyjemności”. Zapewniam, że o czymś takim nie ma mowy. Rzeczywiście odbieramy życie, ale upolowane zwierzęta są pożytkowane w naszych domach. Chęć pozyskania zdrowego mięsa dla mojej rodziny jest jednym z powodów, dlaczego jestem myśliwym. Kulinarne zalety dziczyzny mogliście ocenić osobiście na pikniku. Jednak nasi antagoniści twierdzą: „ Czasy się zmieniają, dziś jedzenie jest w sklepie… Nie trzeba polować”. To oczywiście jest prawda, jedzenie zalega na półkach sklepowych… Ale ludzie dzisiaj zapominają, że aby to jedzenie było dostępne w tym przysłowiowym sklepie, rolnik, rybak czy myśliwy musi wykonać swoje zadania. Społeczeństwo niestety dość często zapomina o pewnych prostych prawidłowościach. W pewnym uproszczeniu można ująć to tak – jesteśmy krytykowani za to, że strzelamy, ale gdy tylko sytuacja w danym gatunku wymyka się spod kontroli, to… nagle wszyscy oczekują od nas, żebyśmy wkroczyli do akcji i dokonali rzezi… Wymaga się od nas wówczas, abyśmy regulowali populację danego gatunku w skrajny sposób… Jest to swoisty paradoks społeczny. Stąd się biorą potem takie historie, jak wiosną tego roku, gdy nie zgadzaliśmy się z niekontrolowanym odstrzałem dzików. Oczywiście myśliwi wypełniają swoje zadania względem Państwa i czynnie uczestniczą w walce z ASF. Uważam jednak, że wszystkie działania względem przyrody muszą mieć przemyślany charakter oraz skutki tych działań muszą być możliwe do przewidzenia.

Dużo czasu spędzacie w lasach – jakie rady i przypomnienia dla tych, którzy rzadziej w nich bywają, a teraz pojawią się w sezonie wakacyjnym?

Każdy człowiek, który wchodzi do domu zwierząt, musi pamiętać, że jest tam gościem. A jeśli idziemy gdzieś w gości, to trzeba się odpowiednio zachowywać. W tym wypadku chodzi zwłaszcza o to, aby nie płoszyć zwierzyny i nie zaśmiecać terenu. W Polsce zwierzyna zazwyczaj omija człowieka i rzadko jest w stanie wyrządzić komuś krzywdę. Dla każdego z nas jest miejsce w środowisku naturalnym. Dlatego musimy pilnować, aby panował w nim należyty porządek. Miejmy samoświadomość tego, że nie jesteśmy u siebie. Nie zapominajmy też, że zwierzyna obecnie ma młode. Matkom zależy, aby jak największej ilości potomstwa udało się przeżyć. W tym miejscu muszę zrobić jeszcze jedno zastrzeżenie – jeśli widzimy gdzieś same młode, zostawmy je w spokoju i oddalmy się. Bo te zwierzaki nie są wcale skazane na pastwę losu, ich matki po prostu w tym czasie są gdzieś w pobliżu. Pojawiają się przy nich tylko na karmienie, ale to nie dlatego, że są nieczułymi matkami. Chodzi o to, żeby zostawiać na nich jak najmniej swojego zapachu, a swoją obecnością nie wabić drapieżników.

A co z dokarmianiem zwierząt?

Aktualnie trwa okres wegetacji i pożywienia wszędzie zwierzęta mają pod dostatkiem. Kwestie dokarmiania zwierzyny najlepiej powierzyć myśliwym i leśnikom. My robimy to w okresach skrajnego głodu, czyli np. podczas bardzo mroźnych zim, bądź aby zminimalizować szkody w uprawach. Aby skutecznie dokarmiać zwierzęta, potrzebna jest wiedza na temat tego kiedy, gdzie i – co najważniejsze – czym można dokarmiać. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, ale nawet dokarmiając chlebem dzikie kaczki na stawach, wyrządza się krzywdę tym zwierzętom. Pomijając kwestię czy to odpowiedni pokarm. To należy zwrócić uwagę, że przyzwyczajają się one do tego, że można zdobyć pokarm przy minimalnym wydatku energetycznym. Dlaczego dziki tak chętnie pojawiają się w miastach i w biały dzień chodzą po ulicach, zaglądają do śmietników. Zwierzęta zorientowały się, że w mieście czeka na nie „łatwe” jedzenie. Nie czują również presji ze strony innych drapieżników, a wystarczy im tylko wywrócić jakiś kontener przy śmietniku, aby zaspokoić potrzeby żywieniowe. Musimy pamiętać, że dla zwierząt pobieranie pokarmu i reprodukcja to dwie najważniejsze sprawy. Na spełnianie tych potrzeb miasto, ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców, to najgorsze miejsce z możliwych. Dlatego w żadnym wypadku nie należy dokarmiać dzikich zwierząt w mieście.

Na zakończenie chcę również przekazać od całej braci łowieckiej gratulacje z awansu do Ekstraklasy oraz życzyć samych wygranych meczów w nadchodzących rozgrywkach ligowych. Cieszę się, że do Łodzi po wielu latach wraca „Wielka Piłka”. Być może w przyszłym roku będziemy mieli możliwość rozegrania rewanżu z okazji zdobycia przez zawodników ŁKS-u mistrzostwa Polski. Z myśliwskim pozdrowieniem – Darz Bór!


#RazemDlaKuby

Przypominamy, że cały czas trwa zbiórka pieniędzy na leczenie chorego 7-letniego Kuby Jankowskiego – wiernego kibica Łódzkiego Klubu Sportowego. Więcej szczegółów, w tym dane do wpłaty można znaleźć pod poniższym adresem siepomaga.pl/kuba.

Każda złotówka się liczy!