Jedni powiedzą, że to zimny prysznic. Inni, że zabrakło szczęścia, a kolejni, że czasami tak po prostu bywa i na boisku wychodzi niewiele. Tak jak w tę niedzielę, kiedy rywal oddał tylko jeden celny strzał, a na końcu cieszył się z sensacyjnego zwycięstwa.
Jeśli ktoś się łudził, że goście z Małopolski zechcą zaskoczyć wicelidera odważniejszą grą to już po kilku minutach przyjezdni rozwiali jego wątpliwości. ŁKS dominował, bardzo długo utrzymywał się przy piłce i większość czasu spędzał na połowie rywala. Wydawało się, że gole dla gospodarzy to jedynie kwestia czasu.
W 9. minucie Miłosz Mleczko obronił kąśliwy strzał Daniela Ramireza, a chwilę później hiszpański pomocnik huknął tuż nad poprzeczką z rzutu wolnego. Gra łodzian zazębiała się i kiedy komplet widzów czekał na pierwszy celny cios swych pupili przyszła 25. minuta i zaskakujące uderzenie zza pola karnego Bartosza Widejki. Spóźnili się łódzcy piłkarze, a zasłonięty Michał Kołba nie miał szans na skuteczną interwencję, skutkiem czego po raz pierwszy tej wiosny bramkarz ŁKS-u musiał skapitulować.
Co prawda po bramce dla Puszczy wszystko wróciło do normy (czytaj: przeważał ŁKS), ale cofnięta niemal całą jedenastką na swoją połowę drużyna gości nie pozwalała ełkaesiakom na rozwinięcie skrzydeł, w dodatku „Rycerzom Wiosny” ciągle czegoś na połowie rywala brakowało – albo dokładnego ostatniego podania, albo odrobinę szybszego zagrania, albo odważniejszej decyzji o oddaniu strzału.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. ŁKS nacierał, ale w okolicach szesnastki gości odbijał się od szczelnego muru, którego skruszyć nie potrafili ani Ramirez, ani Kujawa, ani Patryk Bryła, choć wymienionym, tak jak i pozostałym ełkaesiakom, dobrych chęci nie można było odmówić. Podopieczni trenera Kazimierza Moskala niby grali to samo, co zawsze, a jednak drobne błędy techniczne i wspomniane niedokładności psuły jedną akcję za drugą.
Nieco większego rozmachu ataki łodzian nabrały chwilę po 60. minucie, kiedy szkoleniowiec wicelidera wprowadził na murawę Wojciecha Łuczaka i Łukasza Sekulskiego. Zaraz po tym z dystansu huknął Ramirez, a choć obrońcy zablokowali i ten strzał, futbolówkę po sekundzie zgarnął Bryła i zdołał uderzyć w światło bramki. Do szczęście pomocnikowi ŁKS-u zabrakło niewiele, niestety dla nas instynktowna interwencja bramkarza uratowała Puszczę przed stratą gola.
Potem sytuacja wicelidera z trudnej stała się bardzo zła, bo Maksymilian Rozwandowicz w odstępie kilku minut dwukrotnie obejrzał żółty kartonik i sędzia Artur Aluszczyk wyrzucił łódzkiego obrońcę z boiska. Ełkaesiacy nie poddawali się, ale dziś zwyczajnie wychodziło im na boisku mniej niż zawsze. Uderzenia z dystansu były niecelne, brakowało dokładności, brakowało i szczęścia, jak w 86. minucie, kiedy z ostrego kąta z woleja huknął Sekulski, a bramkarz Puszczy zdołał futbolówkę sparować na słupek.
Koniec końców ŁKS przegrał po raz pierwszy w tym roku i chociaż pogodzić się z tym trudno, miejmy nadzieję, że tę przykrą wpadkę uda się łodzianom wkrótce przekuć w coś dobrego. W piłkę potrafią przecież grać naprawdę nieźle.
27. kolejka Fortuna 1 Liga / ŁKS Łódź – Puszcza Niepołomice 0:1 (0:1)
Składy:
Autor: Remek Piotrowski