Drużyna

Jezierski się nie certolił. Derbowe zwycięstwo w Wielką Sobotę

11.04.2020

11.04.2020

Jezierski się nie certolił. Derbowe zwycięstwo w Wielką Sobotę

fot. Artur Kraszewski

Punkty pozostały w Łodzi – zwykł mawiać z rozczulającym uśmiechem Leszek Jezierski po derbowych zwycięstwach ŁKS nad Widzewem. To słynne zdanie łódzcy dziennikarze mieli okazję usłyszeć także w Wielką Sobotę, dokładnie 32 lata temu, gdy ełkaesiacy ograli w al. Unii 2 lokalnego rywala 1:0.

Tak się dziwnie w przeszłości składało, że derbowe starcia ŁKS z Widzewem w okolicach świąt wielkanocnych rozgrywano nader często. Te, które odbyły się w Wielką Sobotę 2 kwietnia 1988 roku stawkę miały niemałą, zdaniem bowiem ekspertów tylko ich zwycięzca zachowywał szansę na ligowe podium i tym samym kwalifikację do europejskich pucharów.

„Plaster” zawiódł

Tamtego dnia trener ŁKS Leszek Jezierski nie mógł skorzystać z usług pauzującego z powodu czerwonej kartki Stanisława Terleckiego, ale w ofensywie miał jeszcze jednego asa w rękawie. Na nic zdał się więc fortel trenera przyjezdnych Oresta Lenczyka, który przydzielił Robakiewiczowi „plastra” w osobie Andrzeja Szulca. Ełkaesiak okazał się górą.

W 21. minucie Piotr Soczyński zagrał w tempo do Grzegorza Więzika, ten oszukał Marka Podsiadłę i wyłożył piłkę jak na tacy pozostawionemu bez opieki Ryszardowi Robakiewiczowi. Napastnik przyłożył nogę i strzegący wówczas bramki Widzewa Jerzy Zajda musiał wyciągnąć futbolówkę z siatki.

Gratulacje od prezesa

ŁKS pokonał Widzew 1:0, wskoczył na fotel wicelidera, zdobył dwa punkty, a zdaniem obserwatorów powinien  zgarnąć pełną pulę, niestety do premiowanego dodatkowym trzecim „oczkiem” zwycięstwa zabrakło gospodarzom dwóch trafień, co bolało piętnaście tysięcy sympatyków ŁKS tym bardziej, że tylko w ostatnich dwóch kwadransach znakomite okazje do zdobycia kolejnych goli zmarnowali kolejno Robakiewicz, Ziober, Kruszankin, Więzik i Stefański.

Mniejsza jednak o ten dodatkowy punkt. Po ostatnim gwizdku świętowali i kibice, i piłkarze. Tym drugim osobiście pogratulował w szatni ówczesny wiceprezes ds. piłki nożnej ŁKS Henryk Cecot, który, jak głosiła stugębna plotka, miał za ten sukces dorzucić zawodnikom coś ekstra z klubowego skarbca.

– Który z zespołów ma większe szanse na grę w europejskich pucharach? – pytano przed spotkaniem –  Oczywiście, że ŁKS! – odpowiedzieli po meczu dziennikarze, choć koniec końców do sukcesu, czyli trzeciego miejsca w lidze zabrało potem łodzianom jednej bramki.

Piłkarze na „czwórkę”

W znakomitych humorach spędzili zatem ełkaesiacy święta wielkanocne w 1988 roku, a najwięcej powodów do satysfakcji miał trener Leszek Jezierski, który w tygodniu poprzedzającym mecz darł koty z dziennikarzami. Ci drudzy wypominali szkoleniowcowi, że m.in. niepotrzebne ryzykuje posyłając na boisko kontuzjowanego podczas meczu reprezentacji Polski obrońcę Witolda Wenclewskiego.

Ostatnio jestem atakowany za rzekome spowodowanie kontuzji Wenclewskiego, której odnowienie nastąpiło podczas meczu mojej drużyny w Warszawie przeciwko Legii. Panowie, chcę oświadczyć, że oprócz decyzji lekarza zawodnik przede wszystkim sam musi zgodzić się na ligowy występ. Wenclewskiemu zalecono po powrocie z kadry dziesięciodniowy odpoczynek. Zatem najlepiej byłoby gdyby wyciągnął się wygodnie w łóżku? Przecież nie o to chyba chodzi! – wyjaśnił w swoim stylu Jezierski.

Słynny „Napoleon”, który swoją drogą został dzień wcześniej bohaterem primaaprilisowego żartu („Dziennik Łódzki” poinformował czytelników, że wkrótce obejmie posadę selekcjonera kadry narodowej), nie owijał w bawełnę i kiedy dzisiaj szkoleniowcy często ważą każde słowo, Jezierski nie zwykł się certolić, ba, wystawiał swoim zawodnikom po każdym meczu oceny (w skali: 1-5) i bez krzty krępacji opowiadał o tym prasie. Dodajmy więc, że za mecz z Widzewem wszyscy jego podopieczni dostali „czwórki” i tylko Jerzy Zygarek oraz Krzysztof Stefański, którzy weszli na boisko z ławki, musieli zadowolić się notą 1,5 pkt.

Teraz największym problemem jest przekonać zawodników, że do końca rozgrywek zostało jeszcze jedenaście mistrzowskich kolejek – stwierdził Leszek Jezierski po zwycięstwie nad Widzewem. Niestety, przekonać nie zdołał. Ełkaesiakom, jak już wspomnieliśmy, do zajęcia trzeciego miejsca w lidze zabrakło jednej bramki w ostatnim meczu z Górnikiem Wałbrzych. A szkoda, bo Legia Warszawa, która wyprzedziła wówczas rzutem na taśmę ŁKS, zmierzyła się potem w pierwszej rundzie Pucharu UEFA z… Bayernem Monachium.


Łódź, 2 kwietnia 1988 r. / ŁKS Łódź – Widzew 1:0 (1:0)

  • Bramki: 1:0 Robakiewicz (21)
  • Sędziował: Orłowski z Lublina.
  • Widzów: 15 tys.

Składy:

  • ŁKS: Bako – Różycki, Bendkowski, Wenclewski (83 Zygarek), Ogrodowicz, Chojnacki, Kruszankin, Soczyński (78 Stefański), Ziober, Więzik, R. Robakiewicz.
    Trener: Leszek Jezierski
  • Widzew: Zajda – Przybyś, Walczak, Podsiadło (53 Cuch), Cisek, Szulc, Myśliński, Iwanicki, Putek, Świątek (46 Cecherz), Chałaśkiewicz.
    Trener: Orest Lenczyk

Autor: Remek Piotrowski