Piłkarze ŁKS-u przegrali z GKS-em Tychy w zaległym meczu 17. kolejki Fortuna 1 Ligi. Goście zdobyli w Łodzi trzy gole i zgarnęli pierwszy w tym roku komplet punktów.
Pierwsze złe wieści dotarły do nas jeszcze przed meczem. Trener Wojciech Stawowy nie mógł skorzystać w sobotę z usług nie tylko trójki kartkowiczów i kontuzjowanego Samuela Corrala, ale i Adama Marciniaka, który doznał urazu głowy podczas jednego z ostatnich treningów przed meczem z GKS-em. Co gorsza, na boisku od początku lepiej radzili sobie goście.
Już w 3. minucie czujność Arkadiusza Malarza sprawdził Bartosz Szeliga, a kilkadziesiąt sekund później tyszanie byli jeszcze bliżsi szczęścia, bo po szarży Bartosza Biela lewą stroną, uderzał z kilku zaledwie metrów, lecz i obok słupka Kamil Kargulewicz. ŁKS odgryzł się w 11. minucie, kiedy pierwszą dziś tak składną akcję łodzian zwieńczył celnym strzałem Pirulo.
Od tego momentu gospodarze nieco częściej gościli na połowie przyjezdnych, ale tych, dobrze zorganizowanych w defensywie, „ukąsić” nie zdołali, co więcej przyjezdni nie zamierzali się ograniczać do przeszkadzania i raz po raz zapędzali się w okolice bramki Arkadiusza Malarza. W 21. minucie łodzianie stracili piłkę na własnej połowie i tylko kapitanowi, a konkretnie jego refleksowi, zawdzięczaliśmy to, że futbolówka po soczystym strzale Łukasza Grzeszczyka nie znalazła się w siatce.
W 40. minucie kolegom nie zdołał pomóc nawet doświadczony golkiper. Goście rozpoczęli akcję wyrzutem piłki z autu, podanie przedłużył Wiktor Żytek i w polu karnym doszło do zamieszania, w którym największym sprytem wykazał się Bartosz Biel. Futbolówka wturlała się do siatki, więc pierwsza połowa zakończyła się skromnym, chociaż zasłużonym prowadzeniem zespołu trenera Artura Derbina.
Po zmianie stron ełkaesiacy ruszyli do odrabiania strat, lecz w pierwszych minutach wszystko kończyło się na dobrych chęciach, wyjąwszy z tego kąśliwe uderzenie Piotra Janczukowicza (to na niego postawił w sobotę trener Wojciech Stawowy w pierwszej linii). GKS Tychy cierpliwie czekał na swoją szansę i wkrótce został za tę cierpliwość wynagrodzony aż dwukrotnie.
W 55. minucie Bartosz Szeliga wykorzystał bierną postawę łódzkich piłkarzy i mierzonym strzałem umieścił piłkę w bramce, a jakby tego było mało już sto dwadzieścia sekund później Arkadiusz Malarz ponownie wyciągał futbolówkę z siatki, bo chociaż Oskar Paprzycki trafił w słupek, skuteczną dobitką popisał się debiutujący tego dnia w barwach GKS-u Kamil Kargulewicz.
Trener Wojciech Stawowy wprowadził na boisko Łukasza Sekulskiego i Carlosa Morosa Gracia. Pierwszy z wymienionych chwilę po wejściu na boisku powinien zmniejszyć straty, ale trafił piłką z kilku metrów w rozpaczliwie (i niestety dla nas skutecznie) interweniującego Konrada Jałochę, podobnie zresztą jak w 72. minucie, gdy znów w tym pojedynku górą okazał się bramkarz gości. Na więcej przyjezdni w sobotę wiceliderowi nie pozwolili.
Za tydzień piłkarze ŁKS-u rozpoczną rundę rewanżową pierwszoligowych rozgrywek od meczu na własnym boisku z Odrą Opole.
17. kolejka Fortuna 1 Ligi / ŁKS Łódź – GKS Tychy 0:3 (0:1)
Składy: