98 lat temu w Paryżu Wawrzyniec Cyl został pierwszym w historii olimpijczykiem z Łódzkiego Klubu Sportowego i chociaż pod względem sportowym ten debiut na dużym turnieju zarówno naszego ełkaesiaka, jak i całej reprezentacji Polski, trudno zaliczyć do udanych, jest to wydarzenie bardzo ważne w dziejach nie tylko łódzkiego sportu.
Na nieistniejącym już dziś Stade Bergeyre, zbudowanym ponad sto lat temu w 19. dzielnicy Paryża, 26 maja 1924 roku reprezentacja Polski w piłce nożnej zmierzyła się z Węgrami. To był pierwszy mecz biało-czerwonych na dużym turnieju. Cztery lata wcześniej, w Antwerpii, plany pokrzyżowała futbolistom wojna z Rosją bolszewicką, więc dopiero w Paryżu Polacy zaliczyli olimpijską premierę.
Wśród kilkudziesięciu sportowców reprezentujących Polskę w IO w dziesięciu w sumie dyscyplinach sportowych, obok m.in. Tadeusza Komorowskiego, wówczas majora Wojska Polskiego i członka drużyny jeździeckiej, a później Komendanta Głównego Armii Krajowej, znalazło się sześciu łódzkich sportowców, w tym jeden ełkaesiak – Wawrzyniec Cyl.
„Nadrabiał kolosalną pracowitością”
Pochodzący z rodziny ziemiańskiej Wawrzyniec Cyl był wychowankiem Łódzkiego Klubu Sportowego. Z Łodzią związał całe swoje życie. Z ŁKS-em związał sportową karierę. Na chleb, wszakże to cały czas doba futbolu oficjalnie amatorskiego, zarabiał jako księgowy w Ubezpieczalni Społecznej, ale jego największą pasją był oczywiście sport. Popularny „Wosiek” potrafił myśleć na boisku, świetnie kierował grą zespołu, imponował ofiarnością. Zdaniem Józefa Kałuży, legendy Cracovii, ełkaesiak swoje „niedociągnięcia techniczne nadrabiał kolosalną pracowitością i twardością w grze”.
Jeszcze w 1921 roku, kiedy ełkaesiacy zdobyli mistrzostwo Łodzi i w nagrodę zakwalifikowali się do pierwszych ukończonych mistrzostw Polski (rozgrywanych system nieligowym), wraz z Zygmuntem Otto i Karolem Hanke decydował o sile drugiej linii, a nierzadko pojawiał się nawet w ataku, gdzie od czasu do czasu rzucano go również w późniejszym okresie jego kariery (w wygranym aż 8:3 w 1928 roku meczu ze Śląskiem Świętochłowice zanotował nawet hat-tricka).
Już w 1922 roku Wawrzyniec Cyl został przesunięty do obrony i tutaj również nie zawiódł, znacznie uszczelniając dziurawą dotąd łódzką defensywę, ba, należał swego czasu do najlepszych polskich defensorów, a później wyróżniających się ligowców. Trzysta rozegranych w barwach ŁKS-u meczów (86 spotkań i 6 goli w lidze), w tym wiele w roli kapitana, mówi samo za siebie, więc nikogo nie powinno dziwić, że uwagę na łodzianina zwróciła z czasem także reprezentacja Polski.
Zadebiutował w niej we wrześniu 1923 roku w przegranym 3:5 w Helsinkach meczu z Finlandią, zapisując się w historii jako pierwszy sportowiec z Łodzi w reprezentacji Polski. Kilka miesięcy później, na wspomnianych Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, został też pierwszym olimpijczykiem z ŁKS-u. W przegranym wysoko 0:5 meczu z Węgrami stworzył duet obrońców ze Stefanem Frycem z Cracovii, zastępując na tej pozycji niedysponowanego ze względu na problemy zdrowotne innego zawodnika „Pasów” Ludwika Gintla.
Béla Guttmann i spółka dali lekcję
Na papierze ta biało-czerwona jedenastka, która 26 maja 1924 roku na Stade Bergeyre rozpoczęła spotkanie z Węgrami wyglądała obiecująco, zwłaszcza w przedniej formacji, gdzie pojawiły się takie tuzy polskiego piłkarstwa jak Józef Kałuża, Henryk Reyman i Wacław Kuchar. Nie zabrakło więc gwiazd, zabrakło jednak drużyny, bo ponoć w tamtym zespole każdy trochę ciągnął w swoją stronę.
Węgrzy, już wówczas zespół znacznie silniejszy, zdobyli pięć goli i awansowali do dalszej fazy turnieju, a dodajmy, bo to też ciekawe, że wśród tych, którzy udzielili nam bolesnej lekcji znalazł się m.in. Zoltán Opata (to on jako trener Górnika Zabrze w 1958 roku będzie gratulował Władysławowi Królowi mistrzostwa Polski dla ŁKS-u) i słynny potem Béla Guttmann, późniejszy trener świetnych węgierskich drużyn, A.C. Milan, São Paulo, FC Porto i Benfiki Lizbona (dwukrotnie sięgnął z nią po Puchar Europy) oraz jeden z najważniejszych taktyków w historii futbolu, który w Brazylii spopularyzował ustawienie 1-4-2-4.
Wawrzyniec Cyl i spółka zderzyli się więc w Paryżu ze ścianą, ale jeszcze przed wyjazdem polskiej ekipy na Igrzyska Olimpijskie nikt w kraju nie ukrywał, że biało-czerwoni wyruszyli nad Sekwanę nie tyle po sukcesy sportowe (skończyło się na dwóch krążkach), ile w celach propagandowych, zresztą wiele o tej wyprawie i samej kondycji polskiego piłkarstwa mówi to chociażby, że do Paryża nasza reprezentatywka, z ełkaesiakiem w składzie, wybrała się w 1924 roku pociągiem trzeciej klasy, a żeby w ogóle pokryć koszty wyprawy PZPN zorganizował kilka miesięcy wcześniej tzw. zbiórkę na piłkarski fundusz olimpijski.
Nie zostawił ŁKS-u
Nieco ponad miesiąc po igrzyskach Wawrzyniec Cyl pożegnał się z reprezentacją Polski. Ostatni raz koszulkę z orłem na piersi włożył 29 czerwca 1924 roku przy okazji wygranego 2:0 meczu z Turcją, czyli oficjalnego otwarcia pierwszego obiektu Łódzkiego Klubu Sportowego w al. Unii. Karierę w roli zawodnika ŁKS-u zakończył na początku lat 30. Łodzi nie opuścił ani w trakcie II wojny światowej (pracował jako robotnik w warsztatach samochodowych), ani po jej zakończeniu, ba, zaangażował się w reaktywację naszego klubu i pełnił przez krótki czas obowiązki wiceprezesa ŁKS-u, lecz – ponoć ze względów politycznych – nowe władze pod koniec lat 40. pozbawiły go tej możliwości.
Ełkaesiakiem pozostał jednak do końca życia i jak napisał w jego notce biograficznej historyk futbolu Andrzej Gowarzewski – „Autorytet sportowego mistrza wykorzystał w społecznej roli działacza”. Zmarł w 1974 roku. Dziś postać tę upamiętnia ulica jego imienia (zapisana „Cyll” – spór o pisownię tego nazwiska toczyli swego czasu historycy sportu) znajdująca się w Łodzi nieopodal ulicy innego znakomitego „beka” z ŁKS-u i też olimpijczyka, czyli Antoniego Gałeckiego.