Mecze ŁKS-u z Wisłą Kraków to nie byle co, tylko prawdziwy ligowy klasyk. Drużyny rywalizują ze sobą od blisko stu lat, a wiele ich starć rozegranych w Łodzi zapisało się w historii naszego klubu czymś ważnym. Przed piątkowym hitem 30. kolejki Fortuna 1 Ligi przypominamy pięć z nich.
Wybór oczywiście subiektywny, więc zachęcamy kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego, żeby w komentarzach na Twitterze i Facebooku wspominali swoje ulubione mecze ełkaesiaków z Wisłą Kraków, które rozegrano w Łodzi. Poniżej nasz wybór pięciu wyjątkowych starć „Rycerzy Wiosny” z „Białą Gwiazdą”.
5. Jeszcze nie w lidze
Zanim drużyny zaczęły rywalizować o ligowe punkty, spotkały się w mistrzostwach Polski, gdy te nie rozgrywano jeszcze systemem ligowym. W 1925 roku w rundzie finałowej MP łodzianie zagrali z „Białą Gwiazdą” aż trzykrotnie. Pierwszy z tych pojedynków odbył się w Łodzi 29 marca 1925 roku i zakończył się zwycięstwem ełkaesiaków 2:1 po dwóch golach Zygmunta Langego.
„Z niebywałem naprężeniem oczekiwano zawody ŁKS – Wisła, zawody, które dla końcowego wyniku mistrzostw Polski posiadają kolosalne znaczenie, zakończyły się niespodziewanie zwycięstwem łodzian mimo, iż ogólnie przypuszczano, iż klęska ŁKS-u jest pewna” – podsumował tamte zawody „Sport lwowski”, chwaląc m.in. duet łódzkich obrońców: Wawrzyńca Cyla i Władysława Karasiaka.
4. Niewidzialny gol
Mglisto jak w Londynie, na trybunach wielkie święto, a na boisku, chociaż przez wspomnianą mgłę nie wszyscy mogli to dokładnie zobaczyć, beniaminek ekstraklasy pokonał wicemistrza Polski. Drużyna trenera Marka Chojnackiego grała jesienią jak z nut, pokonała w Łodzi obrońcę mistrzowskiego tytułu (2:1 z Legią Warszawa), wywiozła komplet punktów z boiska przyszłego wicemistrza (2:1 z GKS-em w Bełchatowie), a na dokładkę sprawiła sensację we wspomnianym starciu z „Białą Gwiazdą”.
I jeśli czegoś trochę szkoda, to chyba tylko tego, że przez mgłę nie widzieliśmy zwłaszcza drugiej bramki. Ensar Arifović zwykle wpisywał się na listę strzelców po trafieniach z obrębu szesnastki, lecz tym razem zaskoczył Emiliana Dolhę cudownym uderzeniem z dystansu. Bośniacki snajper trafił też przed przerwą, dzięki czemu zainkasowaliśmy cenne trzy punkty. Zresztą, kto był, ten wie (nawet jeśli nie wszystko widział).
3. Na raty
Wspominaliśmy o tym spotkaniu wiele razy, ale i tym razem o nim napomkniemy, bo zwyczajnie nie wypada inaczej. Mowa o słynnym „dwumeczu” z 1928 roku, który został rozegrany w atmosferze skandalu. Przypomnijmy, że w trakcie pierwszego spotkania, przy prowadzeniu 2:1 dla łodzian (oba gole zdobył Władysław Król) sędzia podyktował dyskusyjny rzut karny. Decyzja arbitra wywołała burzę na łódzkich trybunach, rozwścieczeni sympatycy łódzkiej drużyny wtargnęli na boisko i „wyperswadowali” rozjemcy starcia ŁKS-u z mistrzem Polski niefortunną ich zdaniem decyzję, a wspomnieć należałoby i o tym, że obecni na spotkaniu oficerowie „perswadowali” ponoć za pomocą skierowanych w kierunku arbitra… szabel.
Pod presją tłumu sędzia odwołał decyzję, łodzianie wygrali 2:1, ale potem PZPN nakazał dogranie zawodów od 63. minuty, czyli od tej feralnej „jedenastki”, w dodatku bez udziału kibiców. Na boisku przy ul. Towarowej (tam akurat w 1928 roku swoje domowe mecze rozgrywali łodzianie) kilkuset sympatyków ŁKS-u ostatecznie się jednak pojawiło, choć tym razem w przebraniu… porządkowych. Nie mniej ciekawie było na boisku. Bramkarz łodzian Józef Mila obronił rzut karny egzekwowany przez kapitana Wisły, legendarnego Henryka Reymana, potem gospodarze wytrzymali napór mistrzów Polski i z drobną pomocą kibiców (gdy piłka opuszczała boisko, wracała na plac gry zwykle… przedziurawiona) dowieźli korzystny wynik do ostatniego gwizdka.
2. Premiera jak marzenie
Przed meczem z Wisłą, którym w 1971 roku ełkaesiacy inaugurowali rozgrywki ekstraklasy (po trzech latach na zapleczu), „Dziennik Łódzki” postanowił ukulturalnić kibiców i w związku z tym zorganizował imprezę – artyści śpiewali z kibicami „hymn ŁKS-u”, a i doszło wtedy do wokalnego „pojedynku” Krzysztofa Cwynara z zespołu Pro-Contra z Trubadurami.
Trudno stwierdzić, czy muzyka odwróciła uwagę części fanów futbolu od napojów wyskokowych, w każdym razie chyba pomogła piłkarzom, bo ci zagrali z Wisłą śpiewająco. Zdaniem obserwatorów ŁKS rozegrał jeden z najlepszych meczów w historii, a przecież jego rywalem nie byli „kelnerzy”. „Biała Gwiazda” z Musiałem i Kmiecikiem w składzie robiła w Łodzi co mogła, ale w konfrontacji z kapitalnie tego dnia dysponowanymi piłkarzami ŁKS-u, a i czterdziestoma tysiącami łódzkich kibiców, okazała się bezradna.
– „Majstersztyk!” – rozeszło się po trybunach, kiedy w 38. minucie Grzegorz Ostalczyk zagrał do Jerzego Sadka, a ten uderzył tak, że ręce same składały się do oklasków. Po przerwie ani się ŁKS nie cofnął, ani nie zmienił stylu gry i nawet, kiedy Wisła, jak mawia jeden z futbolowych ekspertów – „przyostrzyła”, łodzianie nie zlękli się i dalej grali swoje, za co zostali nagrodzeni w końcówce spotkania.
1. Pod presją
W 1957 roku ełkaesiacy pokonali Wisłę aż 7:1 (to najwyższe ligowe zwycięstwo łodzian nad „Białą Gwiazdą”), ale chyba jeszcze ważniejszą wygraną z tym rywalem zanotowali w następnym sezonie, gdy w al. Unii 2 strzelili krakowianom aż pięć goli. Należałoby wspomnieć (wcale nie szukając na siłę analogii), że tamten rozegrany 7 września 1958 roku mecz z Wisłą odbył się na finiszu rozgrywek ligowych, „Rycerze Wiosny” prowadzili w tabeli, chociaż przegrali poprzedni mecz (2:3 z Ruchem Chorzów) i oczywiście ciążyła na nich ogromna presja.
Powiedzieć, że nasi piłkarze wytrzymali wtedy ciśnienie, to nic nie powiedzieć. W ciągu zaledwie dwudziestu czterech minut od pierwszego gwizdka bramkarz „Białej Gwiazdy” wyciągał piłkę z bramki aż czterokrotnie (sic!). Wściekli z powodu ostatniego niepowodzenia ełkaesiacy nie dali wiślakom chwili wytchnienia, jak gdyby łódzkich kibiców, całą sportową Polskę, a i siebie samych, trener Władysław Król i spółka zamierzali przekonać, że porażka z Ruchem była tylko wypadkiem przy pracy. Kilka tygodni temu ŁKS cieszył się z pierwszego w historii mistrzostwa Polski.
Dodajmy, że ostatnie tak okazałe zwycięstwo nad Wisłą, odnieśliśmy w 1997 roku, gdy w al. Unii ŁKS też wygrał z Wisłą aż 5:0 po dwóch bramkach Mirosława Trzeciaka oraz golach Rodrigo, Rafała Pawlaka i Daniela Dubickiego. Potem było jeszcze wspomniane na początku naszego zestawienia zwycięstwo 2:1 we mgle, więc na ligową wygraną z krakowskim zespołem czekamy już 17 lat. I chyba wystarczy!
Najpiękniejsza?
Ełkaesiacy zdobyli wiele pięknych goli w meczach z Wisłą Kraków, ale szczególne miejsce zajmuje tutaj bramka Witolda Bendkowskiego zdobyta w wygranym 2:1 meczu rozegranym w listopadzie 1988 roku meczu. Wynik spotkania otworzył wtedy Adam Grad, a tuż przed przerwą prowadzenie podwyższył właśnie obrońca.
„I kiedy wydawało się, że ta część meczu zakończy się rezultatem 1:0 dla ŁKS, Bendkowski zdecydował się na rajd. Prowadził piłkę od połowy boiska, rozglądał się rozpaczliwie komu z kolegów ją podać, a ponieważ wszyscy byli dokładnie pilnowani, zdecydował się na strzał z odległości 40 metrów. Jak to piłkarze mówią, piłka siadła mu na nodze, uderzenie było piorunujące, Maśnik nie próbował nawet interweniować. Odprowadził jedynie wzrokiem piłkę do siatki. Bramka roku?” – zastanawiał się „Dziennik Łódzki”.
Najlepsi strzelcy w ligowych meczach z Wisłą
Najskuteczniejszym ełkasiakiem w meczach z krakowską Wisłą jest Henryk Szymborski, który w tych spotkaniach zdobył w sumie aż osiem goli. Na drugim miejscu z siedmioma trafieniami znaleźli się w tej klasyfikacji Stanisław Baran i Jerzy Sadek. Dodajmy, że w meczach z Wisłą dwa gole zdobył dotąd Pirulo.