Klub

Zabrakło niewiele… ŁKS – GKS Jastrzębie 1:1

02.09.2017

02.09.2017

Zabrakło niewiele… ŁKS – GKS Jastrzębie 1:1

Kiedy w drugiej połowie bramkę zdobył Piotr Pyrdoł, a ełkaesiacy mądrze rozgrywali piłkę nie pozwalając rywalowi na wiele, wydawało się, że nic złego już się nam w sobotę nie przytrafi. Wystarczył jeden błąd w defensywie przy stałym fragmencie gry i mecz zakończył się remisem 1:1.

O tym, że trenerzy ŁKS-u wciąż szukają optymalnego zestawienia wyjściowej jedenastki przekonaliśmy się już kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem, kiedy okazało się, że w środku pola od początku wystąpią Przemysław Kocot i Tomasz Margol, na lewej obronie Kamila Rozmusa zastąpi Bartosz Widejko, a miejsce pozostawionego na ławce rezerwowych Ievgena Radionova zajmie Krystian Pieczara.

Obiecująco

ŁKS rozpoczął z werwą, a choć po agresywnym przejęciu piłki nie zawsze zawodnicy w białych koszulkach potrafili wymienić więcej niż trzy celne podania na połowie rywala, ich upór oraz ochota do gry mogły się podobać. Po raz pierwszy bramce GKS-u zagrozili nasi piłkarze w 8. minucie – Paweł Pyciak dośrodkował piłkę na pole karne z rzutu wolnego, a znajdujący się na szóstym metrze Przemysław Kocot próbował skierować ją głową do siatki, został jednak zablokowany przez defensora gości.

W 20. minucie pomocnik ŁKS-u znów stanął przed szansą, głównie dzięki dynamicznej akcji prawym skrzydłem Pawła Pyciaka i Jakuba Kostyrki. Strzelił jednak z szesnastu metrów słabo i wprost w dobrze ustawionego w bramce przyjezdnych Grzegorza Drazika. Trzy minuty później uderzenie z podobnej odległości Damiana Guzika (wcześniej Tomasz Margol świetnie zagrał do Kocota, a ten wypatrzył młodzieżowca) zablokowali obrońcy.

Ruszył i GKS

Goście nie ustępowali pola naszym zawodnikom i zgodnie z zapowiedziami trenera Jarosława Skrobacza interesowało ich w Łodzi coś więcej niż zabezpieczenie dostępu do własnej bramki. Na swoje szanse czekali jednak dość długo, bo dopiero po upływie drugiego kwadransa najpierw Kamil Jadach zagrał z prawej strony boiska wzdłuż linii bramkowej (na nasze szczęście żaden z jego kolegów nie zdołał sięgnąć piłki), a potem ten sam zawodnik po niedokładnym wybiciu obrońcy ŁKS-u zdołał uprzedzić Michała Kołbę. I tym razem skończyło się na strachu, bo strąconą głową przed napastnika GKS-u futbolówkę jeden z ełkaesiaków wybił metr przed linią bramkową.

Do równie groźnej sytuacji w szesnastce ŁKS-u doszło tuż przed przerwą, kiedy po rzucie rożnym zamykający akcję Piotr Pacholski uderzył piłkę głową i Michał Kołba w sobie tylko znany sposób wybił ją na rzut rożny. ŁKS w tym fragmencie spotkania miał problemy z utrzymaniem się przy piłce, jak na ironię losu właśnie tuż przed zejściem do szatni stworzył najgroźniejszą sytuację – efektowna bomba Pawła Pyciaka z dwudziestu metrów trafiła niestety tylko w słupek.

Dobra decyzja

W przerwie szkoleniowiec łódzkiej drużyny zdecydował się wprowadzić na murawę Piotra Pyrdoła i trzeba przyznać, że był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę opiekuna ŁKS-u. Dodajmy – nie pierwszy tej jesieni. W 50. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pawła Pyciaka stojący na pierwszym słupku rezerwowy skierował piłkę w stronę bramki, a zasłonięty golkiper GKS-u nie zdążył zareagować. Łodzianie prowadzili 1:0!

Niesieni dopingiem kibiców gospodarze postanowili pójść na ciosem i już trzy minuty później bliscy byli zdobycia drugiej bramki. Po przejęciu piłki i szybkim wyjściu do kontrataku, strzał zza pola karnego Kocota odbił Grzegorz Drazik, a poprawka Krystiana Pieczary po plecach obrońcy poszybowała obok słupka. Niedługo po tym na boisku zameldował się Ievgen Radionov.

Chwila nieuwagi

Nieźle zagrał ŁKS po zdobyciu bramki. Rywale nie tylko nie potrafili przedostać się w okolice naszej szesnastki, ale w dodatku mieli problemy z przejęciem inicjatywy, a niekiedy z wymianą kilku podań na połowie rywala. To łodzianie byli szybsi, sprytniejsi, bardziej zdeterminowani, co więcej to oni zdołali wyprowadzić kilka groźnych kontrataków.

Pod bramką Drazika brakowało co prawda ełkaesiakom nieco dokładności, a niekiedy szczęścia (jak Radionovowi w 79. minucie, który wygrał walkę o górną piłkę z bramkarzem, ale futbolówka po głowie Ukraińca spadła na boczną siatkę), wydawało się jednak przy tym, że nic złego już tego dnia gospodarzom się nie przytrafi. Wystarczył jeden błąd w kryciu przy rzucie rożnym i Bartosz Semeniuk doprowadził do wyrównania (1:1).

ŁKS miał jeszcze szansę – w znakomitej sytuacji główkował obok bramki Pyrdoł, a w doliczonym czasie gry w polu karnym GKS-u padł jeden z naszych zawodników – sędzia nakazał jednak grać dalej. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów, co zważywszy na naprawdę niezłą i mądrą grę łodzian w drugiej połowie z pewnością piłkarzy, kibiców i trenerów „Rycerzy Wiosny” nie zadowala.

7. kolejka II ligi ŁKS Łódź 1:1 GKS 1962 Jastrzębie (0:0)

  • Bramki: 1:0 Pyrdoł 50, 1:1 Semeniuk 82.
  • Żółte kartki: Bryła, Margol, Kocot, Burkhardt, Widejko.
  • Sędziował: Kukla.
  • Frekwencja: 4121 widzów

Składy:

  • ŁKS Łódź: Kołba – Pyciak, Rozwandowicz, Juraszek, Widejko, Kostyrka (86 Maschera), Kocot, Margol (74 Burkhardt), Bryła (60 Radionov), Guzik (46 Pyrdoł), Pieczara.
  • GKS 1962 Jastrzębie: Drazik – Pacholski, Kulawiak (77 Szczęch), Szymura, Semeniuk, Mazurkiewicz, Szczepan, Ali, K. Gancarczyk, Ruda, Jadach. Grali też: Caniboł (od 63), Stach (89).

Relacjonował: Remek Piotrowski

 

ZapiszZapisz