Wśród widzów sobotniego meczu z GKS-em Tychy był między innymi Rafał Niżnik, który w barwach ŁKS-u rozegrał łącznie ponad 170 spotkań i zdobył 35 bramek. Mimo braku wygranej, mistrz Polski z 1998 roku chwalił swoich młodszych kolegów.
Jak oceniasz grę ŁKS-u na tle rywala z Tychów?
Pierwszy raz miałem okazję obejrzeć mecz ŁKS-u po powrocie do pierwszej ligi. Dawno nie było mnie przy Alei Unii i jestem miło zaskoczony tym, co zobaczyłem. Ełkaesiacy stworzyli sobie kilka fajnych sytuacji i naprawdę niewiele zabrakło, aby wygrali to spotkanie. Szkoda, że w kluczowych momentach zawodnicy kilka razy nie podjęli innych decyzji – gdyby zamiast podawać strzelali albo zamiast uderzeń podawali, to GKS wyjechałby z Łodzi nawet bez jednego punktu. Zabrakło skutecznego wykończenia, ale ogólnie występ ŁKS-u oceniam jednak pozytywnie. Uważam, że to był fajny mecz.
Zgodzisz się z opinią, że to był remis ze wskazaniem na drużynę gospodarzy?
Zdecydowanie tak. GKS nie stworzył sobie tak dogodnych sytuacji, aby poważnie zagrozić bramce Michała Kołby. Do pełni szczęścia ŁKS-owi zabrakło jednego gola, który rozstrzygnąłby to spotkanie.
Któryś z podopiecznych Kazimierza Moskala zasłużył na szczególne wyróżnienie?
Uważam, że cały zespół zagrał poprawnie. Na pewno wyróżniali się Dani Ramirez i Patryk Bryła, którzy wprowadzali dużo zamieszania w defensywnych szeregach zespołu gości.
Czy ŁKS w takiej formie ma szansę powalczyć we wtorek z Lechem o awans do drugiej rundy Pucharu Polski?
Myślę, że jak najbardziej tak. Puchar Polski zawsze rządzi się swoimi prawami i często o awansie decyduje dyspozycja dnia. Lech z pewnością nie zagra w Łodzi w najsilniejszym składzie, więc warto to wykorzystać. Zwłaszcza że w ostatnich meczach lechici nie zachwycają swoją postawą.
A co powiesz o atmosferze na trybunach, w jakiej toczył się mecz z tyszanami?
Oprawa, jak zwykle, była na wysokim poziomie. Już nie mogę się doczekać, co się będzie działo na widowni, gdy wreszcie zostaną wybudowane brakujące trybuny…