Ten remis smakuje jak zwycięstwo. W 9. kolejce PKO BP Ekstraklasy piłkarze ŁKS-u zremisowali z Jagiellonią Białystok 2:2. Łodzianie objęli prowadzenie po golu Kaya Tejana, potem goście odpowiedzieli dwoma trafieniami Afimico Pululu, a w ostatniej minucie do wyrównania doprowadził Dani Ramirez. Dodajmy, że przez ok. 50 minut tego spotkania nasza drużyna grała w osłabieniu.
Piątkowy mecz ŁKS-u z Jagiellonią rozpoczął się tak, jak kibice lubią najbardziej, czyli niewiele mieliśmy gry w środku pola, natomiast dużo pod bramkami. Nam ścierpła skóra po kilku bardzo odważnych atakach Afimico Pululu, natomiast o szybsze bicie serca gości przyprawił w 5. minucie Pirulo, który swój efektowny, kilkudziesięciometrowy rajd rozpoczęty gdzieś na środku boiska przy linii bocznej, zwieńczył równie efektownym dryblingiem w polu karnym, gdzie położył dwóch obrońców i już wyraźnie słabszej jakości strzałem, choć okazję do zdobycia gola nasz skrzydłowy miał wprost wymarzoną.
Prowadzone w dobrym tempie zawody mogły się więc podobać, co zaś dla nas najważniejsze po kilku groźnych próbach Jagiellonii, skuteczną akcję przeprowadzili łodzianie, a konkretnie Kay Tejan, który powalczył o piłkę na środku boiska, zmusił do błędu obrońcę, popędził na bramkę, a potem pomimo asysty defensorów gości i dość ostrego kąta, popisał się kapitalnym uderzeniem – futbolówka zatrzepotała w siatce, wypełnione trybuny stadionu Króla eksplodowały z radości (1:0).
Po tym oglądaliśmy jeszcze ciekawą akcję ofensywną w wykonaniu Bartosza Szeligi i udane interwencje naszych zawodników w środka pola, skutecznie powstrzymujące nabierających rozpędu podopiecznych trenera Adriana Siemieńca. Wyglądało to nieźle; niestety końcówka pierwszej połowy to dla gospodarzy jedno wielkie pasmo nieszczęść. Z częścią z nich zapewne należy się pogodzić, z innymi pogodzić się już znacznie trudniej…
Ok. 35. minuty po zamieszaniu w naszej szesnastce Daniel Stefański dopatrzył się zagrania ręką Kaya Tejana i po konsultacji z VAR-em podyktował jedenastkę dla przyjezdnych, którą na gola wyrównującego zamienił Afimico Pululu (1:1). Jakby tego było mało tuż przed przerwą bardzo groźnie wyglądającego urazu po zderzeniu z jednym z zawodników nabawił się Nacho Monsalve (zastąpił go natychmiast Adrien Louveau), a niedługo po tym arbiter wyrzucił – najpierw z boiska Engjella Hotiego (druga żółta kartka), a następnie z ławki rezerwowych trenera Kazimierza Moskala. Mogło być jeszcze gorzej, bo chwilę przed gwizdkiem Aleksander Bobek obronił dwa groźne strzały Jesusa Imaza po solowej akcji i Jose Naranjo z rzutu wolnego.
Czekało nas więc teraz 45 minut gry w dziesiątkę przeciwko jedenastu piłkarzom gości, w dodatku bez odesłanego przez arbitra na trybuny pierwszego szkoleniowca. Ełkaesiacy nie zamierzali się poddawać. Wybijali graczy wicelidera z uderzenia, grali bardzo ofiarnie i nie odstawiali nóg, chociaż z minuty na minuty rosła przewaga Jagiellonii. W 55. minucie po strzale Dominika Marczuka uratował nas Aleksander Bobek, chwilę po tym kapitalną interwencją popisał się jeden z naszych zawodników, przyjmując na ciało futbolówkę po strzale Jesusa Imaza, a Jose Naranjo kropnął z rzutu wolnego tuż obok prawego słupka.
Ok. 70. minuty napór zespołu w czarnych koszulkach nieco zelżał. Nadal goście prowadzili grę, ta toczyła się na naszej połowie i oczywiście wciąż kotłowało się w okolicach naszej szesnastki, lecz nie wyglądało to już tak groźnie jak w pierwszym kwadransie po przerwie, bo ŁKS w tym fragmencie spotkania bronił się z głową i skutecznie. I jak na ironię losu właśnie wtedy zaskoczyła nas Jagiellonia – w 76. minucie Afimico Pululu przejął podanie Jesusa Imaza, zwiódł obrońcę, a potem pokonał Aleksandra Bobka sprytnym strzałem z kilku metrów (1:2).
Kiedy wydawało się, że Jagiellonia zgarnie komplet punktów, w 88. minucie ŁKS zaatakował większą liczbą zawodników i po dośrodkowaniu Kamila Dankowskiego z prawego skrzydła, Adrian Dieguez sfaulował z polu karnym wprowadzonego na boisko z ławki Piotra Janczukowicza, sędzia wskazał na wapno, a inny rezerwowy – Dani Ramirez – pewnym strzałem z jedenastki doprowadził do wyrównania. Po tym znów było nerwowo, bo w następnej akcji Daniel Stefański dopatrzył się w szesnastce łodzian przewinienia Adriana Małachowskiego, na nasze szczęście po konsultacji z VAR-em zmienił decyzję i skończyło się na wielkim strachu. W ostatnich sekundach uratował nas jeszcze ponownie Aleksander Bobek, w sobie tylko znany sposób broniąc strzał głową Jesusa Imaza z bardzo bliskiej odległości.
ŁKS po wyczerpującym, bardzo dramatycznym meczu, grając przez 50 minut w osłabieniu, wywalczył cenny punkt, który w tych okolicznościach smakuje trochę jak zwycięstwo. To pierwszy remis w sezonie łodzian, pierwszy też ekipy z Podlasia. W następnej kolejce rozgrywek PKO BP Ekstraklasy ełkaesiacy zmierzą się na stadionie Króla z Cracovią. Sprzedaż biletów online na zaplanowany na sobotę 30 września mecz już się rozpoczęła.
9. kolejka PKO BP Ekstraklasy / ŁKS Łódź – Jagiellonia Białystok 2:2 (1:1)
Składy: