Trener Marcin Matysiak stawia sprawę jasno. Błędy mogą się przytrafiać młodym piłkarzom. Brak zaangażowania – nigdy. W weekend rezerwy ŁKS-u rozpoczną zmagania na czwartoligowych boiskach.
– W najbliższą sobotę rezerwy ŁKS-u zainaugurują sezon czwartej ligi wyjazdowym spotkaniem z Jutrzenką Drzewce? Ma pan w głowie skład na ten mecz?
– Cały czas obserwujemy zawodników. Analizujemy to, co dzieje się na treningach i co działo się na boisku podczas meczów kontrolnych oraz w spotkaniu rozegranym w ramach okręgowego Pucharu Polski. Wszystkie te elementy bierzemy pod uwagę. Czy mam już skład w głowie? Myślę, że w 70-80 procentach. Oczywiście należy pamiętać, że do meczu zostało kilka dni i zawsze należy być przygotowanym na jakieś nieprzewidziane sytuacje, chociażby na urazy piłkarzy.
– Pierwsza drużyna przed chwilą zakończyła sezon. Druga – jest już po urlopie, okresie przygotowawczym i wkrótce rozpocznie rozgrywki. Pandemia nie ułatwiła wam życia.
– Na pewno zdezorganizowała w jakimś stopniu nasze wcześniejsze plany, ale musimy umieć sobie z tym poradzić. Narzekać nie zamierzam. Wiedzieliśmy przecież jak to będzie wyglądało. Wiedzieliśmy też, że zawodnicy z pierwszego zespołu w naszym okresie startowym będą na urlopach. Przygotowując drużynę rezerw do sezonu wzięliśmy te wszystkie czynniki pod uwagę. Szansę w czwartej lidze otrzyma kilku zawodników, którzy nie mieli dotąd okazji występować na tym szczeblu rozgrywkowym.
– Na co więc należało postawić akcent w trakcie przygotowań do sezonu, mając na uwadze okoliczności.
– Ten letni okres przygotowawczy do sezonu zawsze jest krótszy, a tym razem czasu było jeszcze mniej, więc w mezocyklu musieliśmy zawrzeć wszystkiego po trochu. A zatem i przygotowanie motoryczne i piłkarskie, polegające m.in. na działaniach w ofensywie i defensywie. Musieliśmy dobrać takie środki treningowe, żeby zoptymalizować cały proces.
– Atutem zespołu rezerw ŁKS-u w czwartej lidze będzie…
– Młodość. Radość z gry. Brak kalkulacji. Powinny nim być także nasze działania stricte ofensywne, wynikające ze wspomnianej chęci do gry. Oczywiście każdy wie, że działania ofensywne niekiedy wykluczają te defensywne, więc nie możemy o tych drugich zapominać, bo na tym poziomie rozgrywkowym proste błędy będą przez naszych rywali surowo karcone. Po przeanalizowaniu naszej gry w meczach kontrolnych staraliśmy się kłaść nacisk na te działania, które pozwolą chłopakom odrobinę szybciej dojrzeć piłkarsko. Każdy błąd czegoś ważnego uczy, a że nie ma nic lepszego od gry, chłopcy muszą wyciągać wnioski z każdej popełnionej pomyłki.
– Czego Marcin Matysiak będzie wymagał od zespołu w zbliżającym się sezonie?
– Wydaje mi się, że najważniejsze będzie zawsze to, aby po meczu nie zejść z boiska z poczuciem niedosytu, żeby nie wyrzucać potem sobie – „mogliśmy zagrać z większym sercem”, „mogliśmy zagrać z większym zaangażowaniem”. Innymi słowy: błędy – tak, bo te mają prawo się przytrafiać; utrata wiary – nie, bo to z kolei sprawia, że w drużynie mogą się pojawić „pęknięcia”. Będę wymagał od chłopaków, aby pracowali na boisku od pierwszej do ostatniej minuty każdego meczu. To musi być w DNA tego zespołu.
– Trzon drużyny rezerw stanowić będą zawodnicy z roczników 2002, 2003 i 2004. Pan niedawno prowadził drużynę szesnastolatków. Dużo zmian?
– Czwartoligowe rezerwy to oficjalnie zespół seniorów, ale składa się z młodych zawodników, więc pod tym względem nie ma wielkich różnic. Te znajdziemy na boisku, w trakcie działań meczowych, bo po drugiej stronie pojawią się doświadczeni ograni na tym poziomie rozgrywkowym piłkarze, wśród których znajdziemy i takich, którzy rozegrali w czwartej lidze dwieście meczów. Specyfika meczu mistrzowskiego – to tutaj leży największa różnica.
– Końcowy wynik drużyny będzie dla was jakimś wyznacznikiem?
– Naszym celem nadrzędnym jest rozwój zawodnika. Najważniejsze jest więc to, by za jakiś czas trener pierwszego zespołu lub dyrektor sportowy po zobaczeniu naszego meczu stwierdził, że jednemu czy drugiemu naszemu zawodnikowi warto dać szansę właśnie w pierwszym zespole. Oczywiście nie chciałbym tu zostać źle zrozumiany. Wychodzimy na każde spotkanie po to, by wygrać. Z tego powodu uprawiamy ten sport i trenujemy cały tydzień. Nie zakładamy sobie jednak celu w postaci konkretnego miejsca w czwartoligowej tabeli na koniec rozgrywek. Najważniejszy jest zawsze najbliższy mecz.
– Kibiców zapewne interesuje najbardziej to, w jakim stopniu czwartoligowe rezerwy stanowić mogą realne zaplecze pierwszoligowego zespołu. O nazwiska nie zapytam, ale zdołałby pan oszacować, ilu zawodników już dziś prezentuje umiejętności pozwalające zapukać im wkrótce do pierwszej drużyny, wyłączając z tego m.in. Artura Sójkę i Mieszko Lorenca, którzy już w niej zaczęli funkcjonować?
– Filozofia klubu zakłada, by jak najwięcej wychowanków trafiało do pierwszego zespołu. ŁKS chce wspierać takich zawodników i dawać im szansę, co jest wielkim atutem Akademii i samego klubu. Przy tym wszystkim należy pamiętać także o tym, że rozwój zawodnika jest procesem zmiennym. Młody piłkarz zaliczy wzloty, zalicza także i upadki. Nie będę nikogo wyróżniać z nazwiska, ale myślę, że wkrótce trzech lub czterech zawodników jest w stanie zapukać do pierwszego zespołu, choć furtka otwarta jest dla każdego i tylko od samych zawodników, wszystkich moich podopiecznych bez wyjątku, zależy to, czy swoją pracą i zaangażowaniem na taką szansę zasłużą. Gra w piłkę nożną to dziś nie tylko mecz i trening. Zawodnicy wiedzą, że to proces trwający 24 godziny na dobę i że należy podporządkować mu wszystko.