Aktualności

Maciej Wolski: To był najlepszy doping, odkąd gram dla ŁKS-u

29
08 / 04 / 2019

fot. Lens Strong

Szkoda, że nie udało nam się przynajmniej zremisować meczu z Puszczą, bo atmosfera na widowni przez całe 90 minut była naprawdę fenomenalna. Zabrakło trochę szczęścia, parę razy świetnie bronił też bramkarz rywali. Czasu już jednak nie cofniemy i możemy myśleć tylko o kolejnym występie – mówi Maciej Wolski, pomocnik Łódzkiego Klubu Sportowego.

Czego zabrakło ŁKS-owi, aby osiągnąć lepszy wynik w spotkaniu z Puszczą?

Myślę, że przede wszystkim szczęścia. Z przebiegu gry byliśmy dużo lepszym zespołem i cały czas kontrolowaliśmy ten mecz. Niestety, piłka po fajnym strzale Bartka Widejki, czyli byłego zawodnika ŁKS-u, znalazła drogę do naszej bramki i to rywali wyszli na prowadzenie. Przez ponad godzinę dążyli do strzelenia wyrównującego gola, lecz nie udała nam się ta sztuka. Bramkarz Puszczy zasłużył na duże słowa uznania, bo wybronił kilka takich sytuacji, gdy większość widziała już pewnie piłkę w siatce. Jak już powiedziałem, w niedzielę szczęście na pewno nie było po stronie ŁKS-u.

W dotychczasowych meczach u siebie wiosną tego roku ŁKS prowadził już do przerwy 2:0. Tym razem schodziliście do szatni po 45 minutach przy wyniku 0:1. Jakie nastroje panowały przed drugą połową?

Faktycznie, do tej pory to nam się udawało szybciej strzelić pierwszego gola i kontrolować wynik spotkania. Tym razem stało się inaczej i musimy wyciągnąć z tego wnioski. Mimo wyniku 0:1 do przerwy, chcieliśmy wygrać ten mecz i wzajemnie mobilizowaliśmy się przed drugą jego częścią. Niestety, nie daliśmy rady nawet wyrównać i teraz myślimy już tylko o sobotnim meczu z GKS-em w Tychach.

A jak wyglądały pierwsze chwile w szatni po ostatnim już gwizdku sędziego?

Na pewno nie było żadnego zrezygnowania. Było zdenerwowanie, jak zawsze po porażce, ale generalnie skupialiśmy się nad tym, aby jak najszybciej odpowiednio nastawić się na następne spotkanie. Bardzo żałujemy, że nie udało się wygrać z Puszczą, ale czasu już nie cofniemy. Na szczęście w tabeli dalej wszystko zależy tylko od nas i na tym się koncentrujemy.

Tak na trybunie, jak i na loży prasowej sporo kontrowersji wywołały niektóre decyzje sędziowskie. A jak to wszystko wyglądało z perspektywy murawy?

Pewne decyzje rzeczywiście były dość kontrowersyjne. Ale nie chcę ich oceniać, bo z ławki rezerwowych i z boiska też nie wszystko da się dokładnie dojrzeć.

Patrząc z góry, pojawiały się też zastrzeżenia co do stanu boiska, które nie wyglądało najlepiej…

No cóż, stan boiska pozostawiał w niedzielę trochę do życzenia. Z pewnością wiele razy graliśmy już tutaj na lepiej przygotowanej murawie. Nie możemy jednak się tym tłumaczyć, bo trawa jest zawsze taka sama dla obydwu drużyn podczas meczu.

W poprzednich meczach wchodziłeś na boisko jako taki dżoker, który ma pomóc utrzymać korzystny wynik. Teraz przyszło Ci zameldować się na boisku w zupełnie innych okolicznościach – czy w związku z tym czułeś dużo większą presję?

Raczej nie. Zawsze, kiedy wbiegam na murawę mam ten sam cel: maksymalnie pomóc drużynie. Zawsze staram się dać z siebie tzw. maksa i nie inaczej było teraz.

Po raz czwarty z rzędu tej wiosny na widowni zgromadził się komplet publiczności, która bardzo żywiołowo reagowała na wydarzenia na murawie. Słyszeliście ten doping w trakcie gry?

Mogę tylko powiedzieć, że atmosfera była naprawdę fenomenalna. Odkąd jestem w ŁKS-ie, a jestem już prawie półtora roku, to nie przypominam sobie tak głośnego, wspaniałego dopingu. Gdy siedziałem na ławce rezerwowych, to aż ciarki mnie przechodziły. Kiedy wszedłem pod koniec na boisko, to wsparcie z trybun również było znakomicie słyszalne. Mam nadzieję, że już do końca sezonu kibice będą nas dopingować równie mocno.



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny