Piłkarze ŁKS-u nie zamierzają tracić punktów na własnym boisku. W rozegranym w środę zaległym meczu 9. kolejki Fortuna 1 Ligi ełkaesiacy pokonali 2:0 Koronę Kielce. To już piąte domowe zwycięstwo łodzian w tym sezonie.
Trener Maciej Bartoszek jeszcze przed zaplanowanym na październik i koniec końców przełożonym wówczas spotkaniem z ŁKS-em zdradził, że ma plan na ełkaesiaków, a jego podopieczni spróbują – jak to ujął wtedy szkoleniowiec Korony – „namieszać na łódzkim stadionie”. W sobotni wieczór „mieszali” jednak przede wszystkim „Rycerze Wiosny”, którzy w starciu ze spadkowiczem z ekstraklasy zadali dwa zabójcze ciosy i w nagrodę zgarnęli już dziewiątym w tym sezonie komplet punktów.
Podopieczni trenera Wojciecha Stawowego otworzyli wynik tuż przed upływem pierwszego kwadransa. Michał Trąbka wykorzystał nieporozumienie w szeregach obronnych gości, przytomnie przerzucił futbolówkę nad Markiem Koziołem, który wskutek rzeczonego nieporozumienia znalazł się daleko za linią własnego pola karnego, a że do piłki w tym momencie bliżej od defensora Korony miał Pirulo, po chwili cieszyliśmy się z pierwszego gola.
Zanim Hiszpan zdobył już siódmą w tym sezonie bramkę, ełkaesiacy kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, co nie znaczy, że przyjezdni wiceliderowi jedynie na murawie asystowali. Nieco później, na przykład w 30. minucie, Jacek Kiełb efektownym zagraniem minął aż dwóch łódzkich piłkarzy i gdyby nie czujność Arkadiusza Malarza, który obronił strzał doświadczonego snajpera, z tego prowadzenia cieszylibyśmy się ledwie chwilę (przed przerwą ciśnienie poskoczyło nam jeszcze raz, po szarży w polu karnym Émile’a Thiakane).
Przed wspomnianym strzałem Jacka Kiełba, po drugiej stronie murawy kapitalnym prostopadłym podaniem z głębi pola popisał się Antonio Dominguez, tym jednak razem piłka nie zatrzepotała w siatce, bo po szybkiej akcji i wymianie kilku sprytnych podań, uderzenie Pirulo w ostatniej chwili zablokował obrońca. W trzech innych równie obiecująco zapowiadających się sytuacjach, zawodzili łodzianie w kontekście ostatniego otwierającego drogę do bramki podania.
W pierwszych minutach po zmianie stron podopieczni trenera Macieja Bartoszka gościli na połowie wicelidera znacznie częściej niż przed przerwą, ale poza jednym niecelnym strzałem ugrali niewiele. Niewykluczone, że ta właśnie tzw. optyczna przewaga uśpiła czujność kielczan, co z kolei bardzo skoncentrowany na swojej robocie w środę ŁKS wykorzystał z zimną krwią.
W 54. minucie goście albo próbowali złapać w pułapkę ofsajdową Samuela Corrala, albo zwyczajnie „przysnęli” na boisku, w każdym razie skutek tej – z jednej strony pomyłki kielczan, z drugiej – doskonale przemyślnej akcji łodzian – był taki, że hiszpański napastnik przechwycił piłkę (dodajmy, że bardzo dokładnie zagraną przez Pirulo) i stanął oko w oko z bramkarzem Korony – sekundę później cieszyliśmy się z drugiego gola dla ŁKS-u.
Ełkaesiacy nie zamierzali zadawalać się dwubramkowym prowadzeniem i choć w kolejnych minutach nieco więcej działo się na połowie łodzian, w 66. minucie znów byliśmy bliscy szczęścia. Szkoda, że tym razem piłka po „podcince” Pirulo nie trafiła w światło bramki, bo zanim Hiszpan uderzył na bramkę, wraz z Antonio Dominguezem i Samuelem Corralem przeprowadził najładniejszą akcję meczu, przyprawiając przy tym rywali o zawrót głowy, piłka krążyła bowiem między ełkaesiakami jak po sznurku.
W odpowiedzi groźnie z rzutu wolnego huknął Jacek Kiełb, ale Arkadiusz Malarz i tym razem wygrał pojedynek z doświadczonym zawodnikiem Korony. Koniec końców mecz zakończył się więc dwubramkowym zwycięstwem łodzian, choć niewiele brakowało, aby w ostatnich sekundach z premierowego gola w barwach ŁKS-u cieszył się Tomasz Nawotka. Piłka wpadła do siatki po strzale rezerwowego, lecz ten znajdował się na pozycji spalonej.
Zespół trenera Wojciecha Stawowego z 28 punktami na koncie wrócił na fotel lidera Fortuna 1 Ligi. W najbliższą sobotę ełkaesiacy zmierzą się na wyjeździe z GKS-em Jastrzębie.
9. kolejka Fortuna 1 Ligi (zaległy mecz) / ŁKS Łódź – Korona Kielce 2:0 (1:0)
Składy: