Klub

Iniemamocni. Bytovia – ŁKS 0:2

03.04.2019

03.04.2019

Iniemamocni. Bytovia – ŁKS 0:2

Jak uczcić 92. rocznicę historycznego, bo pierwszego meczu w ekstraklasie? Piłkarze ŁKS-u zrobili to w najlepszy z możliwych sposobów. W Bytowie wystarczyło kilkadziesiąt minut dobrej gry i dwa ładne gole autorstwa Patryka Bryły i Daniela Ramireza. Reasumując – piąty mecz w tym roku i piąte zwycięstwo „Rycerzy Wiosny”, a na dokładkę wciąż czyste konto Michała Kołby.

Jesienią zespół z Bytowa zaskoczył łodzian i chyba nasi piłkarze tamtą bolesną lekcję starannie odrobili, bo od pierwszego gwizdka wrocławskiego arbitra to oni dyktowali warunki. Inna sprawa, że pół roku temu, kiedy łodzianie dopiero się w pierwszej lidze „docierali”, zespół trenera Adriana Stawskiego wciąż był na fali. Teraz jest na odwrót. Bytovia ostatni mecz wygrała kilka miesięcy temu, ełkaesiacy natomiast imponują wysoką formą.

Nie dało się tego nie zauważyć w środowy wieczór. Już w 8. minucie goście mogli objąć prowadzenie, ale Rafałowi Kujawie po minięciu bramkarza zabrakło nieco miejsca i precyzji, więc próba najskuteczniejszego obecnie snajpera zaplecza ekstraklasy skończyła się na strachu miejscowych. Bezlitośni dla rywala okazali się natomiast ełkaesiacy już chwilę później.

O tym, że Patryk Bryła należy do najszybszych zawodników tej ligi obrońcy z Bytowa bez wątpienia wiedzą. Co innego jednak teoria, co innego – praktyka. W 14. minucie bezradni gracze gospodarzy mogli co najwyżej westchnąć z podziwem, gdy dynamiczny zawodnik ŁKS-u włączył piąty bieg, ruszył w stronę bramki, a całą akcję sfinalizował skutecznym lobem (0:1).

„Rycerzom Wiosny” w pierwszej połowie nie przeszkadzał nawet silny wiatr wiejący w kierunku „świątyni” Michała Kołby. Z wiatrem czy pod wiatr, goście byli dokładniejsi, szybciej podejmowali decyzję i w końcowym rozrachunku częściej od Bytovii gościli w okolicach szesnastki rywala. Co prawda piłka po uderzeniach z dystansu Łukasza Piątka i Adriana Klimczaka nie znalazła drogi do bramki Andrzeja Witana, ale tuż przed upływem drugiego kwadransa znów mieliśmy powody do radości.

I nawet bezstronni obserwatorowie środowych zawodów musieliby przyznać, że było na czym oko zawiesić, bo zanim łodzianie wyprowadzili kolejny cios, cierpliwie całą tę swoją akcję wypieścili. Futbolówka krążyła od nogi do nogi, w końcu Łukasz Piątek dośrodkował ją na pole karne, a chociaż tam Bartłomiej Kalinkowski nie zdołał oddać strzału, w pogotowiu czekał już Daniel Ramirez. Hiszpański maestro lewą nogą skierował piłkę do siatki, więc ten swój całkiem udany koncert zakończyli „Rycerze Wiosny” w pierwszej połowie z dwoma golami na koncie (0:2). Co na to Bytovia? Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że tuż przed przerwą bardzo groźnie z rzutu wolnego huknął Filip Burkhardt i gdyby nie refleks Michała Kołby zapewne gospodarze schodziliby do szatni w nieco lepszych nastrojach.

Po zmianie stron nastąpił ciąg dalszy ofensywy wicelidera, a nieźle dysponowany tego dnia Andrzej Witan dwoił się i troił, by łodzianie zbyt szybko nie pozbawiliby złudzeń jego wciąż dość bezradną na boisku jedenastkę. Bramkarz Bytovii z najwyższym trudem obronił strzał z dystansu Ramireza, a potem nie dał się zaskoczyć Kujawie, który wcześniej huknął też z półwoleja nad poprzeczką. Na nieco więcej podopieczni trenera Kazimierza Moskala pozwolili rywalowi dopiero wówczas, kiedy do końca spotkania zostały dwa kwadranse.

Miejscowi przestali ganiać za futbolówką i wreszcie mogli się nią trochę nacieszyć, sęk w tym, że cieszyli się nią głównie w środku pola, a nieliczne próby przedostania się w okolice pola karnego przyjezdnych, obrońcy ŁKS-u potrafili zdusić w zarodku, względnie wyręczał ich w tym skoncentrowany na swojej robocie Michał Kołba.

Ten ostatni sporo pracy miał dopiero w ostatnich piętnastu minutach, należy bowiem przyznać, że końcówka środowego spotkania w wykonaniu naszych piłkarzy pozostawiała trochę do życzenia, co zresztą nie uszło uwadze trenera Kazimierza Moskala. W 75. minucie Kołba w ostatniej chwili uprzedził Gracjana Jarocha, a sto dwadzieścia sekund później ponownie wygrał pojedynek z młodym napastnikiem Bytovii. W końcu, w 89. minucie, popisał się łódzki bramkarz znakomitą interwencją przy groźnym uderzeniu Maksymiliana Hebla z rzutu wolnego, a zaraz po tym jego vis-à-vis uratował Bytovię przed utratą trzeciego gola, zatrzymując futbolówkę po strzale wprowadzonego na murawę w drugiej połowie Macieja Wolskiego.

Koniec końców ŁKS odniósł zasłużone zwycięstwo i zgarnął już po raz piąty tej wiosny komplet punktów, powiększając w tabeli pierwszej ligi przewagę nad Stalą Mielec i Sandecją Nowy Sącz do odpowiednio – siedmiu i ośmiu punktów. I to wszystko w 92. rocznicę historycznego, bo pierwszego meczu ełkaesiaków w ekstraklasie. Innymi słowy – środa z tych najprzyjemniejszych. Dlaczegóż podobnie nie miałoby być w niedzielę?


25. kolejka (zaległa) / Bytovia Bytów – ŁKS Łódź 0:2 (0:2)

  • Bramki: 0:1 Bryła 14, 0:2 Ramirez 29.
  • Żółte kartki: Dampc, Hebel (Bytovia) – Rozwandowicz (ŁKS).
  • Sędziował: Paszkiewicz (Wrocław)

Składy:

  • Bytovia: Witan – Wilczyński, Wróbel, Bardanca, Dampc (78 Witkowski), Moneta, Duda, Burkhardt (60 P. Wolski), B. Wolski, Hiszpański (46 Hebel), Jaroch.
  • ŁKS: Kołba – Grzesik, Rozwandowicz, Sobociński, Klimczak, Kalinkowski, Bielák, Piątek, Bryła (75 M. Wolski), Ramirez (85 Łuczak), Kujawa (60 Sekulski).

Autor: Remek Piotrowski