Kilka dni temu ełkaesiakom zabrakło 11 minut, aby w lidze pokonać rywali z Zabrza na ich terenie. Teraz – w pucharowym boju przed własną publicznością – nie było już żadnych wątpliwości, która drużyna jest lepsza. Dzięki temu „Rycerze Wiosny” po raz pierwszy od dziewięciu lat zagrają w 1/8 finału Pucharu Polski.
Zgodnie z przewidywaniami oba zespoły do wtorkowego spotkania przystąpiły w zmienionych składach – zarówno względem wspomnianej na wstępie potyczki przy Roosevelta, jak i meczów w minionej kolejce, gdy ŁKS pokonał u siebie Raków, a Górnik zremisował w Gdańsku z Lechią. Zanim jednak wybrzmiał pierwszy gwizdek na murawie stadionu przy al. Unii 2 miała miejsce bardzo miła uroczystość – z okazji 50. oficjalnego meczu w roli trenera łódzkiej jedenastki Kazimierz Moskal otrzymał bowiem z rąk Tomasza Salskiego, prezesa ŁKS-u, marynarkę z wyhaftowaną na klapie „przeplatanką” oraz pamiątkowe zdjęcie z fety po awansie niedawnym awansie do PKO Ekstraklasy.
Początek spotkania należał jednak do podopiecznych Marcina Brosza, którzy swoją przewagę mogli udokumentować choćby w 11. minucie, gdy po dośrodkowaniu z prawej strony z rzutu wolnego sprzed pola karnego uderzył David Kopacz. Znakomitym refleksem popisał się jednak Dominik Budzyński, który choć był zasłonięty, zdołał odbić piłkę na rzut rożny.
Łodzianie zaczęli dyktować warunki gry dopiero po upływie 20 minut i na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 21. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Łukasz Piątek i niewiele zabrakło, aby piłka trafiła pod poprzeczkę bramki przyjezdnych. W 32. minucie po raz kolejny łódzcy piłkarze starali się zaskoczyć gości uderzeniem zza „szesnastki”. Tym razem zadania tego podjął się Jose Antonio Pirulo, który błyskawicznie obrócił się z piłką po podaniu Piątka i z lewej nogi huknął tuż obok prawego słupka. A w międzyczasie ełkaesiacy trafili już nawet do siatki – bo Rafał Kujawa efektowną główką pokonał Martina Chudego – ale ich radość okazała się przedwczesna, bo arbiter odgwizdał spalonego.
Kolejne trudne chwile defensywa Górnika przeżywała w 34. minucie, gdy biało-czerwono-biali pod ich bramką urządzili sobie istną kanonadę. Dość powiedzieć, że w jednej zaledwie akcji sam Kujawa strzelał trzy razy, a łącznie gracze ŁKS-u w odstępie kilkunastu sekund uderzali aż sześciokrotnie. Trzy z tych prób instynktownie odbił jednak słowacki golkiper, dwie inne zostały zablokowane przez obrońców, a ostatnia była niecelna…
Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy w szeregach ŁKS-u zapanowała wreszcie radość. Gdy Łukasz Piątek z Pirulo szykowali się do wykonania rzutu wolnego niedaleko linii bocznej w środkowej strefie boiska, chyba wszyscy spodziewali się soczystego dośrodkowania w pole bramkowe Górnika. Zamiast tego zobaczyliśmy jednak krótko rozegrany stały fragment, po którym nagle Pirulo znalazł się tuż przed polem karnym zabrzan i po raz kolejny tego wieczoru postanowił sprawdzić formę Chudego. A ten tym razem nie interweniował już tak samo skutecznie jak poprzednio i po chwili piłka zatrzepotała w siatce. Należy dodać, że dla 27-letniego Hiszpana było to pierwsze trafienie w oficjalnym meczu w barwach ŁKS-u.
W drugiej połowie zabrzanie ruszyli do odrabiania strat, ale na klarowną okazję przyszło im czekać niemal kwadrans. W 58. minucie do wyrównania mógł doprowadzić Kamil Zapolnik, który otrzymał kilkudziesięciometrowe podanie od jednego z kolegów, a następnie ograł Kamila Rozmusa i bez namysłu uderzył w kierunku bramki. Budzyński wyczuł jednak zamiary strzelającego i odbił piłkę, a za moment poradził sobie również z dobitką w wykonaniu 27-letniego napastnika.
Łodzianie w drugiej części nie ograniczali się za to bynajmniej do obrony jednobramkowego prowadzenia – jakby nie chcieli popełnić błędu z Zabrza, gdy za bardzo dali się zepchnąć do defensywy i w konsekwencji w ostatnim fragmencie meczu dali sobie wydrzeć wygraną. Potwierdzeniem tego, że ŁKS będzie chciał jak najszybciej „zamknąć” mecz zdobyciem drugiej bramki była między innymi sytuacja z 67. minuty, kiedy po kolejnej składnej akcji znów strzałem z dystansu szukał szczęścia Piątek. Odchodząca piłka wylądowała ostatecznie na aucie bramkowym, lecz był to wyraźny sygnał, że łodzianie nie wcale nie zapomnieli o starym piłkarskim porzekadle, iż najlepszą obroną jest atak.
Wysiłki podopiecznych Kazimierza Moskala zostały uwieńczone sukcesem na niespełna kwadrans przed końcem. Wtedy znów pierwszoplanową rolę najpierw odegrał Pirulo, który „złamał” akcję do środka i z impetem uderzył na bramkę. Chudy uporał się z tym strzałem, ale tylko połowicznie, bo odbita przez niego piłka trafiła wprost pod nogi nadbiegającego Michała Trąbki, który dobrą dyspozycję w ostatnich tygodniach mógł nareszcie przypieczętować golem. Należy podkreślić, że w przypadku 22-letniego pomocnika również było to debiutanckie trafienie w barwach ŁKS-u. A smaczku całej sytuacji z pewnością dodał również fakt, iż to właśnie z juniorów Górnika Zabrze zawodnik wyruszył pięć lat temu w piłkarski świat…
Jak się okazało, gol Trąbki ustalił wynik końcowy, ale emocji nie brakowało do ostatniego gwizdka. Mimo coraz bardziej przenikliwego zimna, spotkanie mogło się podobać, bo łodzianie mieli chrapkę na to, aby powtórzyć rezultat z pierwszej rundy, gdy w Sosnowcu pokonali Zagłębie 3:0, a Górnik w honorowy sposób chciał się pożegnać z pucharowymi rozgrywkami. I prawie mu się ta sztuka udała, bo w jednej z ostatnich akcji po centrze z rzutu rożnego Zapolnik bardzo groźnie główkował z kilku metrów. Budzyński widowiskową paradą znakomicie jednak spuentował swój występ w tym meczu. Swój i całego zespołu, bo tak solidnie grający ŁKS, jak we wtorek, chciałoby się oglądać jak najczęściej.
Rywala w trzeciej rundzie Pucharu Polski podopieczni Kazimierza Moskala poznają we wtorek 5 listopada kilka minut po godzinie 12:00, a już w najbliższą niedzielę czeka ich następny bój o ligowe punkty – z Jagiellonią w Białymstoku. Październik ełkaesiacy zakończyli bez porażki i niemal z kompletem zwycięstw, więc dlaczego nie powtórzyć takiego wyczynu w listopadzie?
🏆 1/16 finału Pucharu Polski / ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 2:0 (1:0)
Składy: