Zgodnie z oczekiwaniami mecz z młodą ambitną drużyną z Katowic nie był dla ełkaesiaków spacerkiem. Zwycięstwo 1:0 po bramce Łukasza Zagdańskiego naszym piłkarzom z pewnością się jednak należało.
Ostatni w 2017 roku mecz ełkaesiaków na własnym stadionie miał wspaniałą oprawę. Piękna pogoda, prawie komplet publiczności oraz masa atrakcji dla kibiców (jak państwu podobała się nowa-stara maskotka „Bodzio”?) zapowiadały udane popołudnie przy al. Unii Lubelskiej 2. Reszta należała do piłkarzy.
ŁKS rozpoczął pierwszy ligowy pojedynek z Rozwojem Katowice w najsilniejszym składzie (tym razem na ławce rezerwowych zasiedli m.in. Tomasz Margol, Paweł Pyciak i Krystian Pieczara). A rywal? Katowiczanie przyjechali do Łodzi mocno osłabieni, ale kilka dni temu trener gości, Marek Koniarek powiedział swoim podopiecznym: – „Nie patrzmy na to, w jak okrojonym składzie jedziemy”.
Przyjezdnym miało więc nie zabraknąć ambicji i trzeba przyznać, że początek spotkania należał do nich. Przypominał zresztą ostatni ligowy pojedynek w Łodzi, bo jak wtedy Garbarnia, tak teraz Rozwój często gościli w polu karnym ŁKS-u skutkiem czego kilka razy „zakotłowało” pod bramką Michała Kołby. ŁKS obudził się dopiero przed upływem pierwszym kwadransa i od razu… zdobył gola.
W 14. minucie bardzo aktywny w tym spotkaniu Patryk Bryła znakomicie dośrodkował z prawej strony boiska na pole karne rywala, a spod opieki obrońców urwał się Łukasz Zagnański, który pięknym strzałem głową umieścić futbolówkę w bramce (1:0). Jak słusznie zauważył po spotkaniu trener Koniarek – ten gol ustawił mecz.
Ambitna i bardzo młoda drużyna z Katowic dzielnie próbowała przeciwstawić się faworytowi, brakowało jej jednak argumentów stricte piłkarskich. Łodzianie natomiast zdołali szybko opanować sytuację, szkoda jedynie że znów zawodzili pod bramką rywala. W pierwszej połowie oglądaliśmy jeszcze słabe uderzenie z dystansu Ievgena Radionova i niezłe w wykonaniu Bryły (piłka poszybowała nad poprzeczką).
W drugiej z kolei – po kilkunastu minutach optycznej przewagi gości, groźnie na bramkę Bartosza Solińskiego uderzali Paweł Pyciak (kąśliwy strzał z ostrego kąta w 73. minucie), Jakub Kostyrka (dwie minuty po próbie Pyciaka rezerwowy przeprowadził solową akcję, jego strzał został jednak zablokowany) i w 88.minucie Patryk Bryła, który choć rozgrywał dobre zawody, tak jak w pierwszej połowie (a i w poprzednich spotkaniach) przeniósł piłkę nad poprzeczką.
W doliczonym czasie gry wydawało się, że ambitny pomocnik dopnie swego, bo po jego akcji piłkę ręką w polu karnym zagrał Sebastian Olszewski i sędzia wskazał na jedenasty metr. Niestety, zamiast do siatki posłał Bryła futbolówkę Panu Bogu w okno. To pudło z rzutu karnego, i słabszą postawę całego zespołu (przyznał to nawet po meczu trener Jacek Janowski) wybaczyć tym razem możemy, znów bowiem łodzianie zgarnęli trzy cenne punkty. A skuteczność? Mamy nadzieję, że i na efektowne zwycięstwa przyjdzie jeszcze czas w tym sezonie. Na razie należy się cieszyć z wysokiego miejsca w tabeli drużyny i znakomitej oprawy spotkania. Jest na czym budować.
16. kolejka II ligi / ŁKS Łódź 1:0 Rozwój Katowice (1:0)
Składy:
Remek Piotrowski