Nie brakowało walki, zaangażowania, szybkiej momentami i ciekawej gry. Do szczęścia łodzianom zabrakło jedynie jeszcze drugiej bramki, bo na pierwszą zdobytą przez Ievgena Radionova GKS odpowiedział bardzo szybko.
Tym razem trenerzy łódzkiej drużyny zaskoczyli i… nie zmienili zwycięskiego składu, w niedzielę oglądaliśmy więc od pierwszej minuty tę samą jedenastkę, która tydzień temu wybiegła na boisko w Pruszkowie. I niewiele brakowało, aby ŁKS derbowy pojedynek z GKS-em rozpoczął równie dobrze. Już bowiem w 3. minucie po centrze Bartosza Widejki, świetnym zgraniu piłki głową przez Krystiana Pieczarę i strzale Radionova z jedenastu mniej więcej metrów, gospodarze byli o włos od zdobycia gola.
Nieźle rozpoczął ŁKS. Łodzianie byli szybcy, agresywni w środku pola (nie mylić z grą faul), momentami naprawdę dobrze rozgrywali piłkę. Dużą ochotę do gry przejawiał Widejko, który tylko w pierwszych dziesięciu minutach trzykrotnie bardzo groźnie dośrodkowywał na pole karne i choć jego koledzy nie potrafili zagrań tych wykorzystać, postawa miejscowych napawała optymizmem.
Bełchatowianie nie zamierzali jedynie statystować na murawie i właśnie po 10. minucie zagrozili bramce Michała Kołby po raz pierwszy, na szczęście dla nas Patryk Janasik uderzył z dystansu tuż obok słupka. ŁKS zerwał się natychmiast do ataku, kolejną znakomitą centrą w pole karne popisał się Widejko, lecz i tym razem Radionov, Pieczara i Piotr Pyrdoł minęli się z piłką. W odpowiedzi po szybkiej kontrze gości Pietroń uderzył płasko z narożnika pola karnego prosto w dobrze ustawionego bramkarza.
Potem piłkarze tak jednej, jak i drugiej drużyny nieco spuścili z tonu (bynajmniej nie znaczy to, że nie walczyli), gra się wyrównała, a piłka pod bramką Arkadiusza Moczadły i Michała Kołby pojawiała się rzadziej. Jedną z nielicznych w tym fragmencie spotkania składną akcję w 35. minucie rozpoczął, a potem próbował zakończyć Pyrdoł, ale choć wymiana podań w szesnastce GKS-u wyglądała efektownie, nie udało się młodemu skrzydłowemu oddać strzału.
Tuż przed przerwą sympatycy ŁKS-u przeżyli chwilę zwątpienia, bo po dośrodkowaniu z prawej strony i strzale głową Piotra Giela futbolówka wpadła do łódzkiej bramki, w tym samym jednak momencie w górę powędrowała chorągiewka arbitra bocznego i gol nie został uznany. Z kolei na zakończenie tej dość ciekawej pierwszej połowy bliski szczęścia był też Kamil Juraszek – strzał głową obrońcy po wcześniejszej centrze z rzutu rożnego obronił, dodajmy nie bez trudu, Moczydło.
Drugą połowę próbował od mocnego akcentu rozpocząć ŁKS – po solowej akcji z okolicy narożnika pola karnego huknął Pieczara, trafił jednak wprost w dobrze ustawionego bramkarza GKS-u. Wyraźną przewagę uzyskali znów łodzianie, którzy wykazywali znacznie więcej inicjatywy na połowie rywala. I dopięli swego ok. 65 minuty, kiedy znakomitym dośrodkowaniem na pole karne przyjezdnych popisał się Paweł Pyciak, a Radionov sprytnym strzałem głową otworzył wynik spotkania (1:0).
Łodzianie solidnie się napracowali, aby zdobyć tego gola, szkoda więc, że podobnie jak w starciu z GKS-em Jastrzębie szybko to ciężko wywalczone prowadzenie stracili, znów zresztą po stałym fragmencie gry. Po wyrzucie piłki z autu jeden z graczy gości przedłużył podanie głową, a kiepsko pilnowany przez obrońców Bartłomiej Bartosiak doprowadził do wyrównania (1:1). Tej lekcji „Rycerze Wiosny” nie odrobili.
Do końca spotkania pozostawało wówczas około dwudziestu minut i chociaż na boisku do ostatniej chwili nie brakowało walki, a oba zespoły próbowały losy tego ciekawego summa summarum starcia rozstrzygnąć na swoją korzyść (zagotowało się w szesnastce gości zwłaszcza w 89. minucie), gole już nie padły i derby województwa łódzkiego zakończyły się remisem.
9. kolejka II ligi ŁKS Łódź 1:1 GKS Bełchatów (0:0)
Składy:
Relacjonował: Remek Piotrowski