Kiedy pięć minut przed końcem spotkania Patryk Kubicki doprowadził w Pruszkowie do wyrównania, zapewne wielu obserwatorom piątkowego widowiska wydawało się, że z kolejnego wyjazdu ełkaesiacy przywiozą do Łodzi tylko jeden punkt. Nic bardziej mylnego…
Narzekaliśmy ostatnio, że ełkaesiacy nie strzelają bramek z akcji i nie trafiają w pierwszej połowie spotkania. W Pruszkowie „Rycerze Wiosny” zaskoczyli, bo już w 10. minucie po świetnym dośrodkowaniu na pole karne z lewej strony boiska w wykonaniu Bartosza Widejki, piłkę głową skierował do bramki gospodarzy niezawodny Ievgen Radionov (0:1).
ŁKS, który rozpoczął piątkowy mecz znów z Przemysławem Kocotem i Tomaszem Margolem w środku pola oraz Krystianem Pieczarą i ukraińskim snajperem w przedniej formacji, zaliczył więc znakomity start. A mogło być jeszcze lepiej, bo w 26. minucie kolejną centrę Bartosza Widejki na gola o mały włos nie zamienił Pieczara. W tym przypadku zabrakło nieco szybszej reakcji, bo wślizg na piłkę w wykonaniu byłego napastnika Polonii Warszawa okazał się minimalnie spóźniony.
Oczywiście podrażnieni gospodarze nie zamierzali rezygnować i zdołali w pierwszej połowie przeprowadzić kilka składnych akcji. Każda z nich kończyła się jednak albo bardzo niecelnym strzałem z dystansu, albo pewnie interweniował jak zwykle świetnie ustawiający się w bramce ŁKS-u Michał Kołba. Ostatnie słowo w tej części spotkania mogło należeć do gości, ale po rzucie rożnym niecelnie główkował Kamil Juraszek, a szkoda, zdaniem obserwatorów zawodów była to bowiem znakomita okazja do podwyższenia prowadzenia.
@MKSZnicz Pruszków zdobyty ! @LKS_Lodz pokazaliśmy ze jesteśmy drużyną ! 💪⚽️ walka do ostatnich minut ! pic.twitter.com/6EduimVYi1
— Bartosz Widejko (@widej20) 8 września 2017
Po przerwie inicjatywę próbowali przejąć miejscowi, ale po kilkunastu minutach łodzianie opanowali sytuację. Prawda, dwoił się i troił Kamil Włodyka, były ełkaesiak Marcin Smoliński starał się oszukać łódzką defensywę prostopadłymi podaniami kierowanymi do napastnika, a i groźne były akcje Włodarczyka oraz Stryjewskiego. Na dwa kwadranse przed zakończeniem spotkania na boisku zameldował się Patryk Kubicki (kiedyś też grał w ŁKS-ie), ale i jego próby długo nie przynosiły efektu, bo goście nadal mądrze prowadzili grę, a gdyby Olczak nie wybronił kąśliwego uderzenia Piotra Pyrdoła, zapewniliby sobie zwycięstwo kilka minut przed końcem.
To, co najlepsze w tym meczu miało jednak dopiero nadejść, choć zaczęło się fatalnie. W 85. minucie dobrze broniący się ełkaesiacy popełnili pierwszy dzisiaj tak poważny błąd. Najpierw nasi piłkarze nie zdołali zatrzymać Włodyki, a następnie nie upilnowali Kubickiego, który wykorzystał podanie od partnera i szczęśliwie (bo piłka odbiła się jeszcze od jednego z zawodników) skierował futbolówkę do bramki obok bezradnego Michała Kołby (1:1).
„A zatem kolejny remis” – pomyślał zapewne niejeden kibiców ŁKS-u, okazało się jednak, że to do gości należało w Pruszkowie ostatnie słowo. Zanim ono padło chaotycznie atakujący „świątynię” Kołby gospodarze mieli swoją szansę, na szczęście dla nas Kubicki strzelił z dogodnej pozycji prosto w łódzkiego bramkarza. Chwilę po tym akcja przeniosła się na drugą stronę boiska i wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Łukasz Zagdański został sfaulowany. I to właśnie wtedy, w ostatniej minucie meczu, huknął jak z armaty Maksymilian Rozwandowicz, a futbolówka po tym kapitalnym uderzeniu z dwudziestu pięciu metrów zatrzepotała w siatce bramki Znicza (2:1). A zatem ŁKS!
Jeszcze w doliczonym czasie gry zagotowało się w szesnastce łodzian, ale groźną sytuację wyjaśnił odważną interwencją Kołba i to ełkaesiacy po końcowym gwizdku arbitra cieszyli się z kompletu punktów.
Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo stało się więc faktem i trzeba przyznać, że nie jest ono dziełem przypadku, bo ŁKS miał, jak to się zwykło mówić, więcej z gry, był też zespołem lepiej operującym piłką, a przy tym konkretniejszym pod bramką rywala.
Nic, tylko się cieszyć!
8. kolejka II ligi Znicz Pruszków 1:2 ŁKS Łódź (0:1)
Skład: