Mieliśmy w Mielcu trochę szczęścia, ale podobno sprzyja ono lepszym. Mecz ze Stalą kosztował nas mnóstwo zdrowia i nerwów, ale to już jednak historia. A przed nami teraz kolejne wyzwanie w postaci sobotniego spotkania z Wartą – przyznaje Patryk Bryła, pomocnik Łódzkiego Klubu Sportowego.
W Mielcu przyprawiłeś kibiców o spory ból głowy, bo minęły dosłownie sekundy od Twojego wejścia na boisku, a sędzia już zdążył Ci pokazać żółtą kartkę. Pojawiły się obawy, że Twój pobyt na murawie nie potrwa zbyt długo…
Nie chcę się wypowiadać na temat pracy sędziego. Obejrzałem żółtą kartkę w pierwszej akcji, w której brałem udział, ale według mnie była to tzw. kartka za nic. Uważam, że decyzja o ukaraniu mnie w tej sytuacji była zbyt pochopna, a najbardziej boli mnie to, że nie będę mógł teraz zagrać w najbliższym spotkaniu – czyli w sobotę z Wartą u siebie.
Wiadomo było, że wskutek pauzy Jana Sobocińskiego na Stal szykują się roszady w drugiej linii, aby zrobić tam miejsce dla zawodnika ze statusem młodzieżowca. Spodziewałeś się, że padnie akurat na Ciebie?
Przyznam, że przeszła mi przez głowę taka myśl, że mogę ten mecz zacząć na ławce rezerwowych. Trener uznał, że tak będzie najlepiej dla zespołu, więc musiałem to uszanować i z pokorą czekać na to, aż zostanę desygnowany do gry. Wszedłem i niemal natychmiast obejrzałem żółtą kartkę, ale nie wpłynęło to moje cele w tym spotkaniu: jak najlepiej wykorzystać otrzymane minuty i pomóc drużynie utrzymać korzystny wynik. Udało się i to jest w tym najważniejsze.
Ciężko było wysiedzieć na ławce przez pierwszą godzinę zawodów w Mielcu?
Zawsze człowieka nosi, gdy z boku obserwuje poczynania kolegów. Ale byłem spokojny o to, że w końcu dopniemy swego, „wciśniemy” przynajmniej jednego gola i zwyciężymy.
Stal czymś zaskoczyła Was w piątkowy wieczór?
Raczej nie. Trener na odprawie przedstawił nam wszystkie ich atuty oraz słabości i jego słowa sprawdziły się na boisku. Graliśmy konsekwentnie, wreszcie udało się wykorzystać rzut karny, objąć prowadzenie i dowieźć wynik do ostatniego gwizdka. Choć nie ma co ukrywać, mieliśmy też trochę szczęścia w potyczce ze Stalą. Ale podobno szczęście sprzyja lepszym.
Wygrana ze Stalą sprawi, że oczekiwania wobec ŁKS-u będą jeszcze większe niż do tej pory. Jesteście na to gotowi?
Staramy się spokojnie stąpać po ziemi i robić swoje, krok po kroku. Przed nam jeszcze 11 meczów w tym sezonie, ale my myślimy tylko o tym najbliższym. W poniedziałek zaczynamy kolejny mikrocykl treningowy i zrobimy wszystko, aby być w jak najlepszej dyspozycji na mecz z Wartą Poznań. Trenerzy na pewno ułożą dobry plan taktyczny na to spotkanie i nie pozostanie nic innego, jak wyjść i go zrealizować, żeby cieszyć się potem z kolejnego zwycięstwa.
Konfrontacja Stali z ŁKS-em zapowiadana była jako starcie zespołów walczących o awans do ekstraklasy. Czy było to już zatem spotkanie godne najwyższej klasy rozgrywkowej?
Odpowiem tak: obydwa zespoły bardzo chciały wygrać i nie odkrywały się zbytnio, więc dlatego obraz gry był taki, a nie inny. My mieliśmy trochę więcej szczęścia i cieszymy się z tego, ale teraz już zapominamy o tym meczu i skupiamy się jedynie na zbliżającym się spotkaniu z Wartą. To on jest dla nas w tej chwili najważniejszy. Mamy przy tym nadzieję, że podobnie jak w boju z Garbarnią, na naszym obiekcie znowu pojawi się komplet publiczności, który zadba o wspaniałą atmosferę i pomoże nam w odniesieniu następnego zwycięstwa.