W przeszłości piłkarze ŁKS-u również nie próżnowali zimą, chociaż charakter sławetnej „zaprawy zimowej” zmieniał się w poprzednim stuleciu kilkukrotnie.
W latach 20., a więc w dobie futbolu oficjalnie amatorskiego, ligowcy nie wyjeżdżali zimą na zgrupowania, ba, na pierwszym treningu na boisku nierzadko spotykali się trzy tygodnie przed inauguracją rozgrywek.
Odpoczywali od piłki
Na podobny model przygotowań do rozgrywek wpływały w dwudziestoleciu międzywojennym ówczesne metody treningowe, wspomniany amatorski charakter sportu, ekonomia i warunki pogodowe. Srogie zimy, w trakcie których boiska pokrywała gruba warstwa śniegu nie pozwalały piłkarzom trenować na murawie, w związku z czym zgromadzenie sekcji piłkarskiej ŁKS-u, na którym klubowi sternicy ogłaszali kadrę pierwszego zespołu, wybierali kapitana drużyny i ustalali tzw. „normę treningową”, odbywało się dopiero w połowie lutego.
Nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy ełkaesiacy w sezonie zimowym swoją aktywność fizyczną ograniczali do organizowanych m.in. w „Tabarinie” popularnych dancingów. Ci najbardziej ambitni brali udział w zawodach tenisa stołowego (oczywiście w barwach ŁKS-u), grali w hokeja (nie tylko Władysław Król), jeździli na nartach, a niekiedy spotykali się też w sali gimnastycznej, chociaż tutaj frekwencja pozostawiała wiele do życzenia, co prasa wytykała łodzianom, zarzucając im lekceważenie „zaprawy zimowej”.
„Spacerki” Króla
Po wojnie, już w latach 50., zimowe obozy stawały się w Polsce coraz powszechniej stosowaną formą przygotowania do sezonu (rywalizowano wówczas systemem: wiosna – jesień). Ełkaesiacy upodobali sobie Szklarską Porębę, Zakopane i przede wszystkim Kudowę, popularne uzdrowisko, gdzie spędzali około trzech tygodni, pracując przede wszystkim nad kondycją.
– Trener Król trzymał chłopców krótko i wydusił z nich siódme poty. Był dla nich bez litości. W mojej obecności odbył się marszobieg na 25 kilometrów, a następnego dnia miałem okazję stwierdzić, że kondycja drużyny jest dobra – wspominał zimowe przygotowania ówczesny prezes klubu, Heliodor Konopka.
Zimowa przerwa w rozgrywkach służyła piłkarzom przede wszystkim do nabrania krzepy (w myśl powtarzanej zasady: „dobra zaprawa zimowa to klucz”), więc rekreacyjne przedobiednie „spacerki” (12 km po górach) serwowane zawodnikom przez Władysława Króla oraz ćwiczenia gimnastyczne były w tym czasie na porządku dziennym. Na doszlifowaniu elementów stricte piłkarskich ełkaesiacy mieli skupiać się dopiero wiosną. Podobnie wyglądało to w przypadku obozów zimowych dwadzieścia lat później, gdy drużyną dowodził Leszek Jezierski.
W śniegu po kolana
„Napoleon” przyznał kiedyś, że w swojej pracy szkoleniowej zaczerpnął wiele pomysłów właśnie od Władysława Króla i zdaje się, że dotyczyło to m.in. także zimowych przygotowań. Stanisław Terlecki opowiadał w swojej autobiografii o serwowanych przez Jezierskiego wyczerpujących biegach w mrozie, a tę „Napoleonową” drogę przez mękę (w górę i w dół, w śniegu po kolana) wspominali także inni piłkarze tamtej drużyny.
Z kolei w latach 90. ełkaesiacy kilkukrotnie przygotowywali się do sezonu za granicą. Drużyna trenerów Ryszarda Polaka i Andrzeja Pyrdoła szlifowała formę w Czechach, a znacznie bardziej egzotyczne kierunki wybierał kilka lat później Antoni Ptak i nie mamy tu na myśli akurat Portugalii, gdzie łodzianie pod koniec lat 90. mogli nawet liczyć na ciekawych sparingpartnerów, a blisko miesięczny pobyt w Brazylii w 2000 roku.