O tym, że piłkarzy ŁKS-u nazywa się „Rycerzami Wiosny” wie każdy ełkaesiak. Nie każdy jednak pamięta, że łodzianie mieli w przeszłości i inne przydomki.
Zbliża się kolejna rocznica „ochrzczenia” piłkarzy ŁKS-u „Rycerzami Wiosny”. Warto pamiętać, że w trakcie długiej historii naszego klubu nie tylko w ten właśnie sposób nazywano ełkaesiaków.
„Szulcowi”
Na początku dwudziestego wieku, a więc chwilę po rejestracji klubu w 1909 roku, piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego kopali futbolówkę na placu przy ulicy Dzielnej (czyli dzisiejszej ul. Narutowicza) obok Placu Targowego, gdzie znajdował się plac ćwiczeń wojsk kozackich, korzystali z boiska niemieckiej Victorii przy ul. Wólczańskiej, a często można ich było spotkać również na placu przy fabryce w Pasażu Szulca. I właśnie ze względu na to ostatnie boisko, znajdujące się w dzisiejszej alei 1 Maja, ełkaesiaków ponoć nazywano niekiedy „Szulcowymi”. Dodajmy, że pasażowi nadano imię na cześć Pawła i Ottona Szulców, właścicieli działek przy tej ulicy, na której już w 1895 roku zainstalowano oświetlenie elektryczne.
„Czerwoni”
„Tak doskonale grającej drużyny czerwonych Łódź sportowa od dawna już nie oglądała” – stwierdził na początku lat 30. po wygranym meczu z Ruchem dziennikarz „Ilustrowanej Republiki”, a „Express Wieczorny Ilustrowany” dodał: „Czerwoni nie mieli słabego punktu w drużynie”.
Ktoś kiedyś stwierdził, że gdyby można było policzyć, prawdopodobnie okazałoby się, że najczęściej nasi piłkarze występowali na boisku nie w białych, a w czerwonych koszulkach. W takich właśnie czerwonych strojach pojawiali się ełkaesiacy na murawie w dwudziestoleciu międzywojenny, w takich długo grali i po wojnie, w takich też zazwyczaj zachwycała kibiców legendarna drużyna Władysława Króla w latach 50., i w takich też bardzo często oglądali ją wszyscy w dwóch kolejnych dziesięcioleciach. Cała sportowa Polska nazywała łodzian „drużyną czerwonych” co najmniej do końca lat 50. i nie względu na robotniczy rodowód miasta włókniarzy, a ten właśnie ulubiony wtedy kolor koszulek.
„Rycerze Wiosny”
Słynny przydomek nadał ełkaesiakom w 1957 roku red. Jerzy Zmarzlik z „Przeglądu Sportowego” po sensacyjnie wygranym 5:1 meczu z Górnikiem w Zabrzu. Co ciekawe, ojciec chrzestny „Rycerzy Wiosny” z określeniem tym spotkał się po raz pierwszy w maju 1932 roku, a ono samo miało wtedy dość pejoratywny wydźwięk. Dlaczego? Otóż kiedy przyszły dziennikarz, wtedy dwunastoletni podrostek, opuszczał stadion po wygranym przez ŁKS aż 6:0 meczu z Ruchem, usłyszał rozmowę dwóch starszych jegomości. – „Rycerze wiosny, psiakrew. Jesienią ledwie będą powłóczyć nogami” – wycedził zgryźliwie tamtego dnia staruszek w kierunku kolegi, a Jerzy Zmarzlik jego słowa przypomniał sobie ćwierć wieku później, choć tym razem sam przydomek miał już charakter wyraźnie nobilitujący.
Dziś często kwestionuje się zasadność nazywania naszych piłkarzy „Rycerzami Wiosny”, ba, niekiedy zdarza się dziennikarzom określić w ten sam sposób inną imponującą akurat o tej porze roku nadzwyczajną formą drużynę, lecz świadczy to jedynie o nieznajomości tematu. Ełkaesiacy już na zawsze pozostaną „Rycerzami Wiosny” bez względu na aktualna formę, zgodnie z tą samą zasadą, wedle której Legię Warszawa nazywamy „Wojskowymi”, Lecha Poznań „Kolejorzem”, Real Madryt „Królewskimi”, a Celtic Glasgow „The Bhoys”. Nie ma bowiem innych „Rycerzy Wiosny, poza tymi, którzy grają w al. Unii 2.
Łodzianie
Przydomki o proweniencji regionalnej są w świecie futbolu dość powszechne i tu wbrew pozorom to nasze popularne „łodzianie” nie pełni wyłącznie roli synonimu nazwy klubu, używanego wedle tej samej reguły, wedle której piłkarzy „Pasów” nazywamy – krakowianami, a Lecha – poznaniakami. Samo określenie miewało bowiem już w odległej przeszłości znacznie szersze znaczenie. Łączono w jego obrębie wszystko to, co charakterystyczne dla „kominowego grodu” oraz całego regionu i co niekiedy tylko pośrednio związane bywało ze sportem. Wbrew intencjom złośliwych krytyków nigdy też nie wykluczało nikogo, bo sens pojęcia „łodzianie” wykracza poza geograficzne granice i bardziej niż do samego miejsca – odnosi się do postawy wedle zasad nakreślonych przed ponad stu laty przez założycieli klubu. W tym konkretnym znaczeniu „łodzianie” znaczy po prostu tyle, ile „ełkaesiacy”.
„No cóż, my, łodzianie, nie mamy najmniejszego powodu wstydzić się tego, że ŁKS jest w naszym mieście aż tak popularny, że ma dziesiątki tysięcy wiernych kibiców, którzy są przy nim, zarówno w chwilach triumfu, jak i niepowodzeń. Może trochę popsioczą, lecz co złego szybko zapomną i przy najbliższej okazji znów gotowi są na każde zawołanie. A takich kibiców nie ma żaden inny klub w Polsce. Krytycy muszą zrozumieć, że ŁKS to nie tylko drużyna składająca się z jedenastu zawodników, którzy potrafią zagrać koncertowo, jeżeli mają swój dzień. ŁKS, to cała Łódź piłkarska. I na to nie rady” – napisał „Dziennik Łódzki” latem 1958 roku.
A może znacie jeszcze inne przydomki ełkaesiaków? Jeśli tak, podzielcie się nimi z nami w komentarzach pod artykułem na Facebooku lub Twitterze.