Symbole klubu

Kibice

AKTUALIZACJA 06 / 01 / 2019


Futbol to nie tylko mecze, wyniki, piękne bramki, piłkarze i sukcesy sportowe. To przede wszystkim kibice, bez których cała ta zabawa nigdy nie miałaby większego sensu. Sympatycy Łódzkiego Klubu Sportowego należeli od samego początku do ścisłej krajowej czołówki. W dużej mierze to dzięki nim najstarsze łódzkie stowarzyszenie sportowe świętować będzie wkrótce 110-lecie powstania.

Z ŁKS-em od początku

Już przed wojną sympatycy ŁKS-u należeli najlepszych w kraju, a prasa niejednokrotnie zaznaczała, że to właśnie głośny doping kibiców pomagał piłkarzom w wielu trudnych momentach.

„Do pauzy warszawianie przewyższali znacznie łodzian, dopiero po zmianie stron Ł.K.S. nawoływany i dopingowany okrzykami przez swych zwolenników «przygniótł» przeciwnika, wywalczając zasłużenie wynik remisowy” – napisał w pomeczowej relacji dziennikarz „Ilustrowanej Republiki” po rozegranym w 1928 roku meczu ŁKS-u z Warszawianką.

Prawdą jest, że fani łódzkiego klubu nigdy święci nie byli, o czym świadczy chociażby zdarzenie, do którego doszło w 1928 roku w trakcie meczu ŁKS-u z Wisłą Kraków. To wówczas rozwścieczeni decyzją arbitra kibice (sędzia podyktował jedenastkę dla gości) wtargnęli na boisko i „wyperswadowali” panu Dudrykowi niefortunną ich zdaniem decyzję. Wspomnieć należałoby i o tym, że obecni na spotkaniu oficerowi „perswadowali” za pomocą skierowanych w kierunku arbitra szabel… Mecz zakończył się zwycięstwem miejscowych, ale PZPN nakazał powtórzenie ostatnich dwudziestu sześciu minut już bez udziału publiczności. Kibice ŁKS-u nie zamierzali jednak godzić się na takie traktowanie i znaleźli sposób na obejście zakazu. Podczas powtórzonego meczu ŁKS-u z Wisłą zawody obserwowały setki „porządkowych” (choć ze względu na charakter widowiska taka ich liczba była zbędna). Ci zaś, dla których zabrakło miejsca, przyglądali się widowisku zza okalającego stadion płotu.

Fani najstarszego łódzkiego klubu jeszcze przed wojną wielokrotnie udowadniali, że można na nich liczyć. Między 1927 a 1928 roku zaangażowali się w budowę pływalni wybudowanej na obiekcie przy al. Unii 2, a kilka lat później wsparli budowę krytej trybuny.

O tym jaką siłę stanowili w latach 30. świadczył chociażby zamontowany w 1932 roku zegar boiskowy „Omega”, a pojawił się on na stadionie właśnie dzięki sympatykom ŁKS-u. Redakcja „Przeglądu Sportowego” ogłosiła konkurs, w którym czytelnicy z całej Polski wybierali najpopularniejszą drużynę w kraju, a że najwięcej głosów otrzymał Łódzki Klub Sportowy, wspomniany zegar trafił na obiekt przy al. Unii 2. Służył ełkaesiakom wiele lat.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Po drugiej wojnie światowej, kiedy w Polsce rozpoczęły się rządy komunistów, partyjne szychy patrzyły na ŁKS niechętnym okiem powątpiewając w to, czy „mieszczańsko-burżuazyjny” klub tak mocno zakorzeniony w tradycji II RP jest dobrym wzorem do naśladowania dla ludu pracującego miasta włókniarzy. ŁKS cieszył się jednak nadal tak ogromną sympatią w Łodzi, że nawet „ideolodzy” spod znaku sierpa i młota dali w końcu za wygraną.

Już w 1946 roku podczas towarzyskiego meczu ze słynnym szwedzkim IFK Norrköping przekonała się cała Polska jak bardzo łodzianie rozkochani są w swoim klubie. „Przed trybunami rozpoczyna się istna wędrówka ludów. Na oko jest już jakieś 10 tysięcy widzów, ale od rozpoczęcia meczu dzieli nas półtorej godziny. Tramwaje, począwszy od ul. św. Andrzeja, nie uznają żadnych przystanków, wychodząc ze słusznego założenia, że wszyscy jadą na mecz. Przypominają mi się wielkie dni pięknych imprez sportowych z okresu przedwojennego. Na dachu dworca Kaliskiego gromadzą się również tłumy. Na drzewach rosnących wokół stadiony wyrasta przysłowiowa zielona trybuna” – napisał redaktor Jarosław Nieciecki na łamach „Dziennika Łódzkiego”.

W latach 50. kibice ŁKS-u jeździli za swoją drużyną po całej Polsce, a przecież w tamtym okresie zorganizowanie każdej takiej wyprawy nie należało do najłatwiejszych. W 1954 roku, a więc wówczas, kiedy ełkaesiacy zdobyli wicemistrzostwo Polski powstał pierwszy w kraju stworzony właśnie przez sympatyków ŁKS-u klub kibica. Trzy lata później podczas wyjazdowych spotkań fani z Łodzi, również jako pierwsi w Polsce, wyposażeni byli w klubowe biało-czerwono-białe chorągiewki, a w 1958 roku kiedy na Stadionie Śląskim w Chorzowie ważyły się losy pierwszego w historii mistrzowskiego tytułu dla ŁKS-u, łódzkich piłkarzy wspierało według „Przeglądu Sportowego” dziesięć tysięcy kibiców!

Nieco wcześniej, a dokładnie 28 kwietnia 1957 roku, rekordowa liczba kibiców ŁKS-u obejrzała mecz wyjazdowy swojej drużyny. Na rozegranym w stolicy spotkaniu z Gwardią pojawiło się ich w Warszawie około dwudziestu tysięcy!

Wszystko to nie mogło umknąć uwadze bezstronnych obserwatorów. Redaktor Zbigniew Dutkowski na łamach „Panoramy” napisał o łódzkich kibicach w 1958 roku w ten oto sposób:

„Takich prawdziwych kibiców ma właśnie Łódzki Klub Sportowy! Wiernych, ofiarnych, zapalonych, wytrwałych – słowem: czteroprzymiotnikowych!

  • WIERNYCH: ŁKS przechodził różne koleje, spadek do II ligi nie był mu oszczędzony. A przecież kibice pozostali przy nim wiernie, dopingując także w ciężkich chwilach.
  • OFIARNYCH: z wszystkich zespołów I ligi, to ŁKS-owi właśnie towarzyszy na każdy mecz wyjazdowy najwięcej kibiców. Także na treningi stawia się ich wielu.
  • ZAPALONYCH: o łódzcy kibice nie szczędzą gardeł i znają ich pod tym względem dobrze wszystkie krajowe stadiony! Chorągiewki, sztandary, syreny, piosenki…
  • WYTRWAŁYCH: 50 pełnych lat musieli łodzianie czekać na zdobycie przez piłkarzy ŁKS-u tytułu mistrza Polski – równe pół wieku.

Dodajmy jeszcze jeden przymiotnik: obecnie – bezgranicznie szczęśliwych!”

Pan Tadeusz Zdzieniecki, jeden z najwierniejszych kibiców lat 50., zapytany pewnego dnia o to, co urzekło go w ŁKS-ie odpowiedział: „Było to zupełnie tak samo, jak często bywa z kobietą – miłość od pierwszego wejrzenia.” Nie inaczej jest i dziś.

Inwazja na Wrocław i rekord w Łodzi

Co jednak najważniejsze kibice ŁKS-u byli ze swoją drużyną na dobre i złe. Nie załamali też rąk w 1970 roku, kiedy drużyna spadła do drugiej ligi i dalej jeździli z nią po całej Polce, a na spotkaniach w Łodzi pojawiali się zazwyczaj w liczbie dwudziestu pięciu, trzydziestu, trzydziestu pięciu, a bywało, że i czterdziestu tysięcy!

Opłaciło się. Walczący o powrót do elity ŁKS w przedostatniej kolejce tamtego sezonu pojechał do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Zwycięstwo dawało ełkasiakom awans, a że stawka spotkania była ogromna do stolicy Dolnego Śląska wybrało się kilka tysięcy łódzkich kibiców.

„Dziennik Łódzki” w specjalnym fotoreportażu donosił, że „wynik [2:1] widniał na większości transparentów i chorągiewek, oraz na szybach pociągu, który o godz. 10:36 rano opuszczał Łódź Kaliską, wioząc ponad tysięczną rzeszę łódzkich kibiców na mecz ze Śląskiem. […] Jednocześnie do Wrocławia podążały autokary, furgonetki, samochody ciężarowe i osobowe, wiozące tysiące łódzkich kibiców piłkarstwa. Jeden z dyrektorów znalazł na parkingu pod stadionem Śląska autokar swojego przedsiębiorstwa, którego remont miał trwać… dwa tygodnie. Jednak sympatycy ŁKS z tej instytucji dzień i noc poprzedzające mecz remontowali autokar i bez wiedzy zwierzchników udali się na mecz. Podobno zostanie im to wybaczone.”

Kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu przez centrum Wrocławia przemaszerował pochód owych tysięcy kibiców ŁKS-u, wśród których, o czym donosiła prasa, nie brakowało młodszych i starszych sympatyków „Rycerzy Wiosny”, ba, były nawet całe rodziny! – „W chwili rozpoczęcia meczu wydawało się, że jesteśmy na stadionie w Łodzi. […] Las biało-czerwonych chorągiewek przykrył trybuny” – napisał sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”.

W tym samym 1971 roku padł rekord frekwencji przy al. Unii 2, bo na rozegranym 21 sierpnia meczu z Polonią Bytom pojawiło się na trybunach 45 tysięcy widzów. Cztery dni później, kiedy ŁKS pojechał do Warszawy na mecz z Legią, piłkarzy dopingowało około dziesięciu tysięcy fanów Łódzkiego Klubu Sportowego.

Czary na ŁKS-ie

W 1973 roku reaktywowano – jak twierdzą jedni, lub stworzono po raz pierwszy – jak uważają drudzy, Klub Kibica ŁKS-u. Bardzo ważną rolę odegrali w nim Anna Adamczyk, a także kustosz tradycji ŁKS-u Jacek Bogusiak, największy znawca jego historii. W latach 70. spotkaniom „Rycerzy Wiosny” towarzyszyły, oczywiście poza nieprzebranymi tłumami kibiców, także kultywowane wówczas przez fanów zwyczaje. Sensację w Polsce wywołały zwłaszcza odprawiane przed każdym meczem przez kilku ubranych w atrybuty kibicowskie sympatyków ŁKS-u czary na środku boiska. Inną tradycją obecną na obiekcie przy al. Unii 2 przy okazji spotkań ligowych były wypuszczane przez kibiców ŁKS-u na znak przyjaźni białe gołębie.

Do częstych zwyczajów należało także obdarowywanie piłkarzy – na przykład w 1973 roku bukiet kwiatów otrzymał Jan Tomaszewski (ŁKS przegrał wysoko poprzedni mecz ze Stalą Mielec i w ten sposób fani łódzkiej drużyny zamierzali okazać piłkarzom wsparcie), a w 1976 roku kibice ufundowali kryształowy pucharu dla zawodnika rywali, Włodzimierza Lubańskiego – rzecz bezprecedensowa, bo puchar od fanów ŁKS-u słynny napastnik otrzymał przed meczem Górnik – ŁKS w Zabrzu. Działaczy zabrskiego klubu tak ten gest chwycił za serce, że przez kilka kolejnych lat, kiedy zbliżał się mecz Górnika z ŁKS-em, przesyłali łodzianom kilkanaście bezpłatnych wejściówek.

Od połowy lat 70. kibice ŁKS-u brali też udział we wszystkich ogólnopolskich zjazdach klubów kibica, sami zresztą w 1977 roku taki zjazd zorganizowali w Łodzi. Ponadto w tamtym czasie uczestniczyli w meczach piłkarskich, w których rywalizowały kluby kibica różnych polskich drużyn. W 1979 roku głównie za ich sprawą ustanowiony został niepobity do dziś rekord frekwencji na meczu derbowym. 5 września tamtego roku na trybunach stadionu przy al. Unii 2 obecnych bowiem było aż 30 tysięcy widzów.

W połowie lat 70. niewielu kibiców w Polsce mogło się równać z ełkaesiakami, doszło nawet do tego, że szczypiorniści łódzkiej Anilany, a potem działacze Widzewa poprosili kibiców ŁKS-u, aby ci wsparli ich drużyny. I w ten właśnie sposób sympatycy ŁKS-u dopingowali w 1974 roku rozgrywających mecze w europejskich pucharach piłkarzy ręcznych Anilany, a wkrótce także futbolistów Widzewa podczas meczu z Motorem Lublin, bo i jedni i drudzy nie posiadali jeszcze w tym czasie tak licznej i zorganizowanej grupy fanów.

Kilkanaście tysięcy na polskich klasykach

W latach 80. i 90. z różnych względów spadła frekwencja na meczach piłki nożnej w Polsce i oczywiście dało się to zauważyć również na stadionie przy al. Unii 2, niemniej ełkaesiacy nadal udowadniali, że należą do ścisłej czołówki w kraju. W 1986 roku zajęli nawet drugie miejsce w tak zwanej „lidze stadionów”, a w następnym roku na meczach ŁKS-u pojawiało się regularnie po kilkanaście tysięcy widzów. 22 sierpnia podczas meczu z warszawską Legią zjawiło się ich aż 27 tysięcy!

Rzadko spotykana w tamtym czasie w Polsce liczba aż piętnastu tysięcy widzów przybyła na decydujący o losach mistrzostwa kraju mecz z Olimpią Poznań w 1993 roku, niewiele mniej obserwowało w latach 90. klasyki ligi polskiej, czyli mecze ŁKS-u z Widzewem czy Legią Warszawa. Na spotkaniu z „Wojskowymi” w 1998 roku, kiedy ŁKS zmierzał po drugi w historii tytuł mistrzowski też stadion był pełen, a podawana potem przez prasę liczba widzów (ok. 11 tysięcy) w opinii wielu została zaniżona. Cztery lata wcześniej podczas finału pucharu Polski rozgrywanego na Stadionie Wojska Polskiego na trybunach obiektu przy ulicy Łazienkowskiej stawiło się dwa i pół tysiąca ełkaesiaków.

Z kolei w 2000 roku, kiedy łodzianie walczyli o utrzymanie w ekstraklasie, podczas prestiżowego starcia z Lechem Poznań na trybunach zasiadło około piętnastu tysięcy kibiców. Tego wyniku nie udało się przy al. Unii Lubelskiej 2 jak dotąd powtórzyć, choć w 2001 roku i 2002 roku zwycięstwa zapewniające utrzymanie drużyny na zapleczu ekstraklasy (odpowiednio z Włókniarzem Kietrz i Lechem Poznań) fetowało w Łodzi blisko dziesięć tysięcy kibiców.

Ostatnie lata

Już w XXI wieku o najzagorzalszych fanach „Rycerzy Wiosny” głośno było za sprawą niezliczonych opraw towarzyszącym spotkaniom piłkarskim, a także wielu akcji (m.in. charytatywnych) inicjowanych przez to środowisko. Po wycofaniu drużyny z pierwszej ligi w 2013 roku to przede wszystkim dzięki kibicom klub przetrwał najcięższe chwile i to oni właśnie po dziś dzień organizują szereg akcji skierowanych do najmłodszych, wśród których warto wymienić chociażby wigilie dla dzieci z domów dziecka, pikniki rodzinne czy rozmaite zbiórki pieniędzy.

W ostatnich piętnastu latach frekwencja na meczach piłkarzy ŁKS-u nie może się równać z tą, do jakiej przywykli wszyscy w latach 50., 60., 70., czy nawet 80., ale wpływ na to miało kilka czynników, w tym i słabsze wyniki sportowe. Najważniejsze jednak, że Łódzki Klub Sportowy nadal cieszy się sympatią wielu pokoleń łodzian, a fani nieustannie angażują swój wolny czas (a nierzadko i pieniądze) wierząc przy okazji w to, że najstarsze łódzkie stowarzyszenie sportowe zdoła powrócić na należne mu miejsce.

Sympatycy „Rycerzy Wiosny” czekają przy tym na swój wymarzony stadion, bo nie da się ukryć, że jedna trybuna nie spełnia aspiracji tak zasłużonego dla miasta klubu.

W ostatnim trzecioligowym sezonie, tak jak i w trakcie rozgrywek 2015/2016 do dyspozycji kibiców znajdowała się jedna trybuna, co z różnych względów utrudnia wzrost frekwencji. Ta zaś, choć daleka od ideału, i tak była w minionych rozgrywkach wyższa niż na większości spotkań pierwszej czy drugiej ligi.


Źródła:

  • Jarosław Nieciecki, „Mecz jakiego jeszcze nie było, „Dziennik Łódzki”, nr 159 z 11.06.1946, s. 4.
  • Zbigniew Dutkowski, „Ludzie z piłką w sercu”, „Panorama” z 9.11.1958.
  • „Zawsze ze swoim ŁKS…”, „Dziennik Łódzki”, nr 146 z 22.06.1971, s. 3.
  • Jacek Bogusiak, „Ikony ŁKS. Władysław Król. Piłkarz i trener”, tom 1, nakładem autora, Łódź 2017.
  • „50 lat sportu. Jubileusz Łódzkiego Klubu Sportowego”, Łódż 1958, s. 167, 168.
  • „100 lat ŁKS”, GiA, Katowice 2008.


Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny