Aktualności

Nagroda za walkę do końca. Arka Gdynia – ŁKS 1:1

8
01 / 03 / 2020

fot. Artur Kraszewski

Po wyrównanej pierwszej połowie wydawało się, że „Rycerze Wiosny” są w stanie zrealizować swój cel i wrócić z Trójmiasta z trzema punktami. W drugiej odsłonie wystarczyła chwila nieuwagi, aby to gospodarze wyszli na prowadzenie, które oddali dopiero w doliczonym czasie. Ten remis nie cieszy jednak żadnej z drużyn.

Początek meczu należał do ełkaesiaków. Pierwsza groźna akcja pod bramką gospodarzy zamiast upragnionego gola przyniosła jednak… wymuszoną zmianę. Przy próbie uderzenia przewrotką urazu nosa po kopnięciu się kolanem nabawił się bowiem Maciej Dąbrowski i w jego miejsce na środku defensywy musiał pojawić się Jan Sobociński.

W 12. minucie znowu zrobiło się gorąco w polu karnym Arki, lecz w gąszczu nóg strzału nie zdołał oddać ani Ricardo Guima, ani Jan Grzesik, ani też Carlos Moros Gracia. Po chwili do uderzenia zdołał się w końcu złożyć Sobociński, ale była to próba nieudana, bo piłka poszybowała nad poprzeczką.

Gospodarze po raz pierwszy groźniej zaatakowali dopiero po upływie kwadransa. Najpierw jednak Tadejowi Vidmajerowi udało się przerwać akcję wybiciem na rzut rożny, a potem po kornerze w wykonaniu Vejinovicia żaden z jego kolegów nie był w stanie dojść do piłki.

W 24. minucie niezłą sytuację do oddania strzału miał Adam Deja, lecz nie było to udane zagranie, bo i tym razem piłka też przeleciała obok bramki. Odpowiedź „Rycerzy Wiosny” była bardzo szybka, bo już w następnej akcji golkipera miejscowych powinien pokonać Jakub Wróbel. Sprowadzony zimą z GKS-u Jastrzębie napastnik nie doszedł jednak do piłki zagranej wzdłuż bramki przez Michała Trąbkę, który wcześniej dostał niesygnalizowane podanie od Grzesika.

Po następnych trzech minutach z ulgą odetchnęli dla odmiany biało-czerwono-biali, gdyż Adam Marciniak nie trafił w piłkę po wrzutce Vejinovicia z rzutu wolnego. A gdy boiskowy zegar pokazywał, że minęło równo pół godziny od rozpoczęcia zawodów atak ŁKS-u strzałem z linii pola karnego sfinalizował Antonio Dominguez. Zamiast golem podopieczni Kazimierza Moskala musieli się jednak w tej sytuacji zadowolić jedynie rzutem rożnym, po którym głową niecelnie uderzył Wróbel…

W 35. minucie przed „szesnastką” Arki sfaulowany został Guima, a z rzutu wolnego Pavelsa Steinborsa chciał zaskoczyć Trąbka. Łotewski bramkarz poradził sobie jednak z kozłującą piłką i przy Olimpijskiej dalej mieliśmy bezbramkowy remis.

Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy żółto-niebiescy mogli objąć prowadzenie po główce Vejinovicia. Arkadiusz Malarz nie był jednak zmuszony do interwencji, bo piłka przeleciała obok słupka. A nim upłynęło kilkadziesiąt sekund emocje były już na drugiej połowie boiska, ale i tym razem wynik pozostał bez zmian, bo Kuba Wróbel trafił zaledwie w boczną siatkę. Potem tzw. gola do szatni miał jeszcze sposobność strzelić Dominguez, lecz jego strzał został zablokowany, a sędzia Piotr Lasyk nie pozwolił już na wykonanie rzutu rożnego i odesłał oba zespoły do szatni.

Początek drugiej połowy stał pod znakiem twardej, nieustępliwej walki i zamiast efektownych strzałów oraz rajdów więcej było fauli i przeszkadzania. W 57. minucie gdynianie dopięli jednak swego i dostarczyli swoim fanom powodów do radości. Po wyrzucie z autu i wybiciu piłki przez Sobocińskiego precyzyjnym strzałem popisał się Vejinović, dla którego była to czwarta bramka w obecnych rozgrywkach.

Po stracie gola ŁKS długo nie mógł się otrząsnąć i niestety, ale to podopieczni Aleksandara Rogicia byli bliżsi kolejnych zdobyczy bramkowych. W kluczowych momentach brakowało im jednak precyzji albo na wysokości zdania stawała łódzka defensywa. Z kolei w poczynaniach zawodników z przeplatanką widać było jakby brak pewności siebie, bez której trudno myśleć o sukcesie. Nie pomagał nawet doping kibiców z Łodzi, którzy po raz kolejny w tym sezonie bardzo szczelnie wypełnili sektor gości i nie szczędzili gardeł.

W samej końcówce ełkaesiacy wreszcie się otrząsnęli i pokazali, że w tym sezonie do samego jego finału będą z całych sił walczyć o pozostanie w PKO Ekstraklasie. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry akcję kolegów mierzonym strzałem z prawej strony wykończył Guima i – jak się niebawem okazało – był to gol na wagę trzeciego w tym roku remisu. Tym samym Arka, która przed tygodniem rzutem na taśmę zapewniła sobie wygraną, teraz wypuściła je z rąk niemal w ostatnim momencie. ŁKS nareszcie udowodnił za to, że potrafi zdobywać bramki tuż przed pożegnalnym gwizdkiem sędziego.

I oby był to dobry prognostyk na kolejne mecze. Najwyższa bowiem pora na pierwsze w tym roku ligowe zwycięstwo. Zwłaszcza że kolejne spotkanie ŁKS rozegra już w najbliższą środę o godzinie 18:00. Przy al. Unii rywalem dwukrotnych mistrzów Polski będzie Zagłębie Lubin. Będzie to okazja do rewanżu za wrześniową porażkę 1:3 na Dolnym Śląsku.


24. kolejka PKO Ekstraklasy / Arka Gdynia – ŁKS Łódź 1:1 (0:0)

  • Gole: 1:0 – Marko Vejinović (57′), 1:1 – Ricardo Guima (90+4′)
  • Żółte kartki: Serrarens, Młyński, Deja, Steinbors (Arka) – Vidmajer, Guima, Marciniak (ŁKS).
  • Sędziował: Piotr Lasyk (Bytom)
  • Widzów: 7064

Składy:

  • Arka: Pavels Steinbors – Damian Zbozień, Douglas Bergqvist, Frederik Helstrup, Adam Marciniak – Adam Danch – Mateusz Młyński, Marko Vejinović (88′ Dawit Schirtladze), Adam Deja, Nemanja Mihajlović – Fabian Serrarens (59′ Oskar Zawada).
  • ŁKS: Arkadiusz Malarz – Jan Grzesik, Carlos Moros Gracia, Maciej Dąbrowski (6′ Jan Sobociński), Tadej Vidmajer (46′ Adrian Klimczak) – Ricardo Guima – Antonio Dominguez, Maciej Wolski – Michał Trąbka, Adam Ratajczyk (68′ Samu Corral) – Jakub Wróbel.


Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny