Aktualności

Łukasz Mika: Scouting to nie tylko wyszukiwanie talentów

38
24 / 01 / 2019

Jako dziecko grał w tenisa i trenował pływanie, ale to futbol okazał się pasją jego życia. Kiedy zrozumiał, że nie zostanie zawodowym piłkarzem, postanowił znaleźć sobie nowe miejsce w świecie futbolu. Działa po cichu i rzadko wychyla się z drugiego planu, ale mimo młodego wieku ma już wyrobioną markę w środowisku. – Możliwość uczestnictwa w stale rozwijającym się projekcie, jakim jest odradzający się ŁKS, stanowi dla mnie dodatkową motywację do pracy – mówi Łukasz Mika, szef skautingu w Łódzkim Klubie Sportowym.


Co Cię przekonało do skorzystania z oferty ŁKS-u?

Było kilka takich czynników. Przede wszystkim wizja dalszego rozwoju klubu. Cieszę się, że moje spojrzenie na to, jak powinna wyglądać praca działu skautingu, jest zbieżna z tym, do czego dążą władze ŁKS-u. Nie będę też ukrywał, że funkcja szefa skautingu to dla mnie awans zawodowy i duża nobilitacja. A jednocześnie nie lada wyzwanie, bo przyjdzie mi się sprawdzić w zupełnie nowym otoczeniu. Bardzo podoba mi się jednak to, co już udało się wypracować w Łódzkim Klubie Sportowym. Dotyczy to także bazy treningowej, z której mogą korzystać grupy młodzieżowe.

A jak w ogóle powstał temat Twojego przyjścia do ŁKS-u?

Można powiedzieć, że dość przypadkowo. Jesienią byłem na jednym z meczów pierwszej ligi w towarzystwie swojego znajomego, który okazał się także znajomym Krzysztofa Przytuły, czyli dyrektora sportowego ŁKS-u. I po pewnym czasie dostałem od niego informację, że ŁKS poszukuje osoby odpowiedzialnej za skauting. Od słowa do słowa wylądowałem na spotkaniu z dyrektorem Przytułą, które choć trwało ponad 5 godzin, to na rozmowach o piłce upłynęło bardzo szybko. Po nim dyrektor zaprosił mnie na kolejne spotkanie, równie długie, tym razem z prezesem klubu – Tomaszem Salskim. Wtedy upewniliśmy się wzajemnie, że mamy podobne spojrzenie na futbol i sprawy związane z budową silnej ligowej drużyny. Jestem wdzięczny obu panom za powierzoną misję i otrzymane zaufanie.

Przeprowadzasz się na stałe do Łodzi czy będziesz częstym bywalcem na autostradzie A2 pomiędzy Poznaniem a obiektem przy Alei Unii?

Optowałem za tym, abym mógł pozostać w Poznaniu i kierownictwo klubu wyraziło na to zgodę. Na szczęście praca skauta daje ten komfort, że w znacznej mierze można ją wykonywać zdalnie – mówię tu o obserwacjach prowadzonych na ekranie komputera. W kwestii meczów na żywo Poznań ma przewagę lotniska posiadającego lepszą siatkę połączeń niż Łódź, poza tym jest dużo bliżej do Berlina, skąd można się dostać praktycznie w każdy zakątek świata. Oczywiście regularnie będę pojawiał się w siedzibie klubu, żeby podyskutować o zawodnikach czy przyjrzeć się z bliska treningowi. W skali miesiąca będzie to kilka parodniowych przyjazdów do Łodzi. A w razie pilnej sprawy czy spotkania, to około dwie godziny i jestem na miejscu, więc nie jest to problem.

Co robiłeś przez ostatni rok po odejściu z Lecha? Obserwowałeś cały czas piłkarzy czy odpoczywałeś trochę od futbolu?

Przez pierwsze pół roku obowiązywał mnie zakaz konkurencji, bo tak uzgodniliśmy w porozumieniu stron. W tym czasie moja aktywność siłą rzeczy była nieco ograniczona. Po nim byłem gotowy do objęcia funkcji szefa skautingu w jednym z klubów Ekstraklasy. Mieliśmy wszystkie szczegóły uzgodnione, miałem nawet wybrane już swoje biuro. Jednak na ostatniej prostej bardzo dużo pozmieniało się tam w ważnych strukturach i temat upadł zanim mnie oficjalnie zatrudniono. Nie rozpamiętuję. Cieszę się, że dzisiaj jestem tu, gdzie jestem.

Z Lechem rozstałeś się w niekoniecznie sympatycznej atmosferze. Nie zraziło Cię to trochę do polskiego futbolu w wydaniu ligowym?

Nie, skąd. Gdyby było inaczej, pewnie już pracowałbym dla jakiejś agencji menedżerskiej, albo był skautem dla któregoś z zagranicznych klubów. Z różnych stron docierały do mnie takie zapytania, ale konsekwentnie odmawiałem. Po pierwsze, przynajmniej na razie, nie wyobrażam sobie przejścia na tzw. drugą stronę rzeki i pracy w roli agenta. To zupełnie nie moja bajka. Dla mnie w piłce najbardziej pasjonujący jest udział w budowie zespołu piłkarskiego, dopracowywanie poszczególnych elementów, szukanie wzmocnień itd. Innymi słowy ciągłość, a nie jednorazowe zlecenia. Wiadomo, że z poprzednim pracodawcą poróżniła nas duża rozbieżność zdań, dlatego priorytetowo rozglądałem się za czymś, w co w pełni bym wierzył, a nie coś, co bym robił na siłę. Nie chciałem też ograniczać się jedynie do rynku polskiego, a tak wyglądałaby praca w roli skauta dla któregoś z zagranicznych klubów.

Podczas pracy w Lechu głównymi kierunkami Twoich poszukiwań były Bałkany i Skandynawia – czy w Łódzkim Klubie Sportowym będzie podobnie?

Precyzując – część Bałkan i część Skandynawii. W Lechu skauting był na tyle rozbudowany, że łatwiej było dzielić między skautów poszczególne rejony do obserwacji. W przypadku ŁKS-u dział skautingu dopiero będzie rósł w siłę, nie możemy już teraz działać na taką skalę. Nie zdradzę, gdzie w pierwszej kolejności zamierzam spoglądać, ale myślę, że pewne kraje zostaną z nami na dłużej. Chcę jednak zaznaczyć, że wyszukiwanie piłkarzy zagranicznych to dopiero trzeci szczebel w przyjętej przez nas hierarchii zainteresowań. Najbardziej będą nas bowiem interesować zawodnicy z polskich lig. W drugiej kolejności zamierzamy obserwować Polaków, którzy występują poza granicami naszego kraju. A wspomniani obcokrajowcy są dopiero na trzecim miejscu. I muszą to być piłkarze, którzy wyraźnie podniosą jakość zespołu, jak w przypadku Daniego Ramireza. Wyjątkiem będą młodzi zawodnicy, których potencjał ocenimy na możliwość przejęcia tej roli za jakiś czas, ale skorzystamy, gdy pojawi się okazja sprowadzić ich wcześniej, by stopniowo wprowadzać do zespołu. Na pewno nie wyobrażam sobie ściągania graczy zza granicy tylko jako uzupełnień. Na takie szanse zasługują juniorzy z Akademii ŁKS.

A jak w ogóle rozumiesz słowo skauting? Co ono dla Ciebie oznacza?

Moje rozumienie skautingu wykracza poza samo znalezienie zdolnego piłkarza. A wiele osób operuje tym pojęciem jedynie we wspomnianym zakresie. Dla mnie skauting to nie tylko wypatrzenie zawodnika, który będzie potrafił grać w piłkę, ale przede wszystkim takiego, który stylem gry będzie pasował do określonej wizji klubu, dla którego się pracuje. Bo po co klubowi piłkarz, który indywidualnie będzie potrafił robić cuda z piłką przy nodze, ale sam zespół nie będzie miał z niego pożytku? Chodzi właśnie o umiejętność oceny dopasowania do pożądanych ram. Ale same występy na boisku to tylko czubek góry lodowej. Szeroko rozumiany charakter, mentalność zawodnika, zdolność do adaptacji, radzenie sobie z presją i wiele innych poza boiskowych aspektów również trzeba weryfikować. To mniej oczywista, ale równie ważna dziedzina skautingu.

Jak zaczęła się Twoja przygoda ze skautingiem?

Z piłką byłem związany od dziecka, choć z początku łączyłem to z treningami tenisa oraz pływania. Najpierw w początkach podstawówki krótko gościłem w zespołach młodzieżowych Lecha, później przeszedłem do innego poznańskiego zespołu, w którym trenowałem przez blisko 10 lat, do aż wieku seniora. Gdy na dobre zdałem sobie sprawę, że ponad poziom niższych lig nie przeskoczę, postanowiłem zostać przy futbolu w innej roli. Nie miałem aspiracji trenerskich, a im więcej o tym myślałem i czytałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, że chcę być skautem. Dlatego gdy podczas studiów na AWF-ie pojawiła się możliwość odbycia stażu w dziale skautingu Lecha Poznań, wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, żeby na samym stażu się nie skończyło. Dostałem szansę zatrudnienia i ją wykorzystałem.

Ile dni w roku jako skaut spędzasz średnio poza domem?

Do tej pory wyglądało to tak, że średnio trzy z czterech weekendów w miesiącu byłem z dala od domu. Z tym zastrzeżeniem, że weekend to nierzadko cztery dni, od piątku do poniedziałku włącznie. Zobaczymy jak to będzie wyglądało w Łódzkim Klubie Sportowym.

Ile meczów dziennie zwykle oglądasz?

Na wyjazdach jestem uzależniony od terminarza i odległości między obiektami, dlatego ważna jest logistyka. Jeśli podróżować przez pół Europy, to nie po to, żeby zobaczyć jeden mecz. Jeśli jest czas pomiędzy spotkaniami, a w pobliżu toczy się spotkanie niższej ligi, to zawsze warto zajrzeć. Przy dobrym układzie w ciągu jednego dnia można zobaczyć nawet i trzy bądź cztery spotkania na żywo. Jeśli zaś chodzi o obserwacje na komputerze, to trzymam średnią trzech meczów dziennie. Podkreślam, że jest to średnia, czyli jeśli w weekend obejrzałem na żywo tylko dwa spotkania, to w tygodniu nadganiam. Do tego dochodzi oczywiście raportowanie dokonanych obserwacji oraz analiza video poszczególnych elementów gry danego zawodnika, co też jest czasochłonne.

Co uznajesz za swój największy dotychczasowy sukces w karierze scoutingowej i za największą wtopę?

Ciężko wprost odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno za sukces uważam spędzenie tylu lat w Lechu Poznań. Gwarantuję, że gdybym nie podawał odpowiednich zawodników, to dawno by się ze mną pożegnano. W zasadzie licząc łącznie ze stażem byłem tam najdłużej pracującą osobą, zajmującą się tylko skautingiem. Przez ten czas miałem swój udział zarówno w kwestii udanych transferów, jak i tych mniej udanych, z których ja, jak i cały dział wyciągaliśmy wnioski i na których się uczyliśmy. Odpowiem więc tak: mam nadzieję, że największa wtopa jest już za mną, a największy sukces przede mną.

A ile czasu obserwujesz zwykle jakiegoś zawodnika zanim zdecydujesz się rekomendować go klubowi?

Każdy przypadek jest inny. Wiele zależy od konkretnych parametrów danego zawodnika, od jego potencjalnej dostępności i opinii, które udaje się zebrać w środowisku na jego temat. Czasem bywa tak, że generalnie jestem przekonany do jakiegoś piłkarza, ale dostrzegam w jego grze pewne mankamenty, które nie dają mi spokoju. Jestem świadomy, że czasem takie małe rzeczy mogą zaważyć. Dlatego niekiedy potrzebuję więcej czasu, żeby rozwiać wątpliwości. Analizuję wówczas jego określone zachowania na boisku i robię jeszcze bardziej wnikliwy niż zwykle wywiad środowiskowy. Czym innym jest bowiem rozmowa z samym zawodnikiem albo jego kolegami z drużyny, a czym innym dyskusja z jego byłym trenerem czy prezesem klubu. Warto posiłkować się zdaniem kogoś, kto współpracował już z danym graczem i może pewne kwestie rozwiać lub potwierdzić. Dlatego ważna jest sieć kontaktów.

Jakie predyspozycje trzeba mieć, aby być według Ciebie dobrym skautem?

Wydaje mi się, że nie ma jednego przepisu na to, jak zostać i być dobrym skautem. Nigdzie dotąd nie powstała szkoła dla skautów, a przynajmniej ja o takiej nie słyszałem. Jasne, że są różnego rodzaju szkolenia skautingowe, co do przydatności których nie mam zdania, ponieważ nigdy w żadnym nie uczestniczyłem. Miałem to szczęście, że od razu uczyłem się skautingu na żywym przykładzie, więc dla mnie najlepszą szkołą była i dalej jest praktyka. Wierzę, że z ilości obejrzanych spotkań wypracuje się jakość. Trzeba czuć specyfikę futbolu, ale tylko na bazie własnych prób i błędów można wypracować sobie pewną skuteczność w działaniu. Wszystkim, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tym zawodzie, radzę zawsze, aby wybrali sobie jakąś nieoczywistą ligę i poświęcili trochę energii na jej obserwację. Nieoczywistą dlatego, żeby nie sugerować się zdaniem dziennikarzy czy komentatorów. Po czasie powinno się mieć kilka swoich autonomicznych typów odnośnie tego, którzy zawodnicy zrobią krok naprzód. Po sezonie, dwóch, może nawet trzech, okaże się czy miało się rację w typowaniu, czy też nie. Warto wtedy wrócić i zastanowić się, dlaczego pewni gracze jednak nie wypalili, a dlaczego pewnych się pominęło. Przegapienie jakiegoś zawodnika, który robi karierę, powinno uczyć pokory. Dobrze jest zastanowić się, co ktoś widział, co sam pominąłem w przypadku danego piłkarza. W tym zadaniu chodzi przede wszystkim o ocenę potencjału, a nie o wytypowanie najlepszego gracza ligi. Po pierwsze dlatego, że takiego zawodnika wypatrzy nawet tzw. niedzielny kibic. A po drugie, szansa, że rozegra on sezon życia rok po roku jest dość znikoma i trzeba się liczyć z obniżką formy w niedalekiej przyszłości. Cała trudność polega właśnie na tym, aby dostrzec w zawodniku potencjał, który pozwoli mu „odpalić” po zmianie barw.

Jeśli ktoś chce monitorować ligi zagraniczne, to znajomość języków obcych też się zapewne przydaje…

Zgadza się. Absolutnym minimum jest język angielski, a każdy kolejny język stanowi dodatkowy atut. W czasie zagranicznych obserwacji, rozmów z agentami i zawodnikami posługuję się językiem angielskim, ale w najbliższym czasie planuję zintensyfikować swoje wysiłki związane z nauką języka hiszpańskiego. Ten z kolei będzie stanowił bardzo dobry punkt wyjścia do opanowania języka włoskiego, który w brzmieniu i gestykulacji bardzo mi się podoba.

A jak rozwój nowych technologii wpływa na pracę skauta? Czy ją ułatwia, czy – paradoksalnie – utrudnia ze względu na łatwiejszy niż kiedyś dostęp dla każdego do mnóstwa transmisji i branżowych aplikacji?

Dzięki postępowi technologicznemu praca skauta bez wątpienia staje się łatwiejsza, ale to nie działa tak, że te wszystkie nowinki odwalą za nas całą robotę. To zupełnie błędne przeświadczenie. Solą skautingu jest mecz na żywo, bo tylko wtedy można się skupić w pełni na dokładnej obserwacji interesującego nas zawodnika. Gdy oglądamy transmisję telewizyjną, jesteśmy skazani na to, co pokazuje nam realizator. A wtedy łatwo może nam umknąć wiele rzeczy, dzięki którym możemy ocenić przydatność zawodnika. Ale na żywo jeździ albo lata się oglądać już wcześniej wyselekcjonowanych piłkarzy. I właśnie w tym pomocne są programy, dzięki którym możemy zgłębić nieoczywiste statystyki lub np. obejrzeć wszystkie dośrodkowania danego zawodnika, jeśli w oglądanych spotkaniach było tego w naszym odczuciu zbyt mało do właściwej oceny. Także obserwacji na żywo nic nie zastąpi, a z każdej pomocy trzeba korzystać z głową.

Będziemy pracować nad tym, aby dział skautingu był sukcesywnie wzmacniamy. Jesteśmy świadomi tego, że przewagę finansową bogatszych klubów można stopniowo niwelować przemyślaną polityką transferową, opartą na rzetelnej pracy przy wyszukiwaniu nowych piłkarzy. Także do dzieła…


Rozmawiał: Bartosz Król

 



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny