Aktualności

Gra lepsza od wyniku. ŁKS – GKS Katowice 0:1

6
28 / 07 / 2018

Ełkaesiacy w konfrontacji z GKS-em Katowice częściej utrzymywali się przy piłce na połowie rywala, częściej stwarzali też zagrożenie pod bramką gości i gdyby nie wynik, powrót zaplecza ekstraklasy na al. Unii 2 można byłoby uznać za udany. Niestety, zabrakło tego, co najważniejsze – gola.

Pięć lat temu mecz z GKS-em Katowice był przedostatnim starciem w pierwszej lidze ełkaesiaków na własnym boisku. W sobotni wieczór „Rycerze Wiosny” pojedynkiem ze śląską jedenastką rozpoczęli nowy, znów pierwszoligowy rozdział swojej historii przy al. Unii Lubelskiej 2.

Nie wypadł on tak, jak wyobrażali to sobie kibice beniaminka pierwszej ligi, bo łodzianie ulegli jednemu z pretendentów do awansu, wstydu jednak podopieczni trenera Kazimierza Moskala swoim kibicom chyba nie przynieśli. Zagrali na tyle, na ile było ich w tym momencie stać, a gdyby wykazali nieco więcej zimnej krwi pod bramką rywala zapewne cieszylibyśmy się z co najmniej jednego punktu.

„Nie mogę być zadowolony. Cóż z tego, że nieźle graliśmy piłką skoro to GKS zgarnął punkty” – w ten mniej więcej sposób szkoleniowiec ŁKS-u podsumował premierowe starcie na zapleczu ekstraklasy przy al. Unii 2. Porażka ta boleć może trenera Moskala tym bardziej, że to jego zespół przez większą część spotkania kreował grę i stworzył nieporównywalnie więcej okazji do zdobycia gola od przeciwnika. Do poprawki – skuteczność.

Już w 6. minucie gospodarze mogli objąć na prowadzenie, bo po dalekim wybiciu Michała Kołby i kiksie defensora GKS-u, oko w oko z Mariuszem Pawełkiem stanął Patryk Bryła. Świeżo upieczony tata chyba pośpieszył się nieco z oddaniem strzału z ostrego kąta i przyjezdni mogli odetchnąć z ulgą, bo piłka powędrowała daleko od bramki.

W 15. minucie łodzianie egzekwowali rzut rożny, katowiczanie zbyt krótko wybili piłkę i z około dwudziestu metrów huknął celnie Artur Bogusz. Pawełkowi uderzenie to sprawiło ogromne kłopoty, koniec końców futbolówka nie wpadła jednak do siatki. Nie znalazła się w niej także (a powinna!) w 25. minucie, kiedy to po kolejnym kornerze aż trzech ełkaesiaków uderzało w kierunku bramki (najbliższy szczęścia był Piotr Pyrdoł, który huknął z kilku metrów wprost w defensora).

Słynne powiedzenie o niewykorzystanych sytuacjach, które lubią się mścić trąci być może banałem, ale w sobotni wieczór znalazło potwierdzenie. Pierwsza groźna akcja GKS-u zakończyła się powodzeniem – Damian Michalik oszukał łódzką defensywę prostopadłym podaniem, a Daniel Rumin technicznym uderzeniem pokonał bezradnego Michała Kołbę (0:1). Gospodarze mogli odpowiedzieć nawet przed przerwą, szkoda więc że po płaskim podaniu z prawego skrzydła Wojciecha Łuczaka w piłkę nie zdołał trafić Ievgen Radionov.

Po zmianie stron obraz gry nie uległ w zasadzie zmianie. ŁKS utrzymywał się przy piłce, kilkukrotnie nieźle rozegrał ją na połowie rywala, brakowało jednak i precyzji pod bramką Pawełka, i nieco szczęścia. W 58. minucie w szesnastce gości padł po starciu z rywalem Mateusz Gamrot, sędzia jednak pozostał niewzruszony na skargi łódzkich piłkarzy i nie dopatrzył się przewinienia kwalifikującego się w jego mniemaniu do odgwizdania jedenastki.

I jednak bez rzutu karnego powinni ełkaesiacy doprowadzić do wyrównania. Sam Bartłomiej Kalinkowski dwukrotnie mógł wpisać się na listę strzelców, za każdym jednak razem w wyścigu o piłkę szybszy od niego okazał się doświadczony golkiper, bo cóż z tego, że nasz pomocnik w każdym ze wspomnianych przypadków zdołał dzióbnąć futbolówkę, skoro Pawełek tak skracał kąt, że niemożliwością było aby piłka znalazła drogę do siatki. Szczęścia próbowali także Bogusz i Jakub Kostyrka, niestety i oni nie znaleźli sposobu na pokonanie bramkarza GKS-u i to pomimo wsparcia hiszpańskiego pomocnika Daniela Ramireza, który pojawił się na murawie na dwa ostatnie kwadranse i z pewnością jego wejście można uznać za udane. Nowy pomocnik ŁKS-u próbował brać ciężar gry na siebie, kilkukrotnie inicjował ciekawe akcje miejscowych, wielka szkoda, że żadna z nich nie została nagrodzona golem.

Katowiczanie też co prawda mieli swoje szanse (groźny strzał głową Kacpra Tabisia świetnie wybronił Kołba, a strzał z rzutu wolnego Adriana Błąda poszybował nad poprzeczką), a chociaż niektórzy posądzą nas o brak obiektywizmu, trudno nie odnieść wrażenia, że to ŁKS swą grą sprawił, że widowisko to oglądało się względnie przyjemnie. Oczywiście za walory estetyczne w futbolu nie nagradza się punktami, a i należałoby przy tym podkreślić nieco dojrzalszą grę gości. Tym niemniej – jest czego żałować.

„ŁKS na pewno sobie poradzi w pierwszej lidze” – chwalił po meczu były piłkarz naszego klubu, a dziś szkoleniowiec rywala, Jacek Paszulewicz. Czy będzie tak w istocie pokaże przyszłość, po tym spotkaniu wydaje się jednak, że słowa trenera gości niekoniecznie muszą być wyłącznie kurtuazją. Byle nieco dokładniej dośrodkowywać piłkę na pole karne, byle celniej uderzać w stronę bramki.


2. kolejka Fortuna 1. Ligi / ŁKS Łódź – GKS Katowice 0:1 (0:1)

  • Bramki: 0:1 Rumin 34.
  • Żółte kartki: Lisowski, Poczobut, Remisz.
  • Sędziował: Marciniak (Kraków).
  • Widzów: 5008.

Składy:

  • ŁKS: Kołba – Grzesik, Rozwandowicz, Juraszek, Bogusz, Kalinkowski, Gamrot (77 Wojowski), Łuczak, Pyrdoł (46 Kostyrka), Bryła (62 Ramirez), Radionov.
  • GKS Katowice: Pawełek – Lisowski, Kamiński, Remisz, Kupec, Błąd, Poczobut, Michalik, Tabiś (78 Słomka), Piesio (60 Kurowski), Rumin (69 Bronisławski).

Autor: Remek Piotrowski



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny